https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Wiele zależy od rodziców

Rozmawiała Adrianna Ośmiałowska
Rozmowa z MARIĄ REDLEWSKĄ-LECHOWICZ, dyrektorem Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej w Rypinie

     - Czy poradnia wydaje w ciągu roku dużo zaświadczeń o dysleksji? To - biorąc pod uwagę ostatnie lata - tendencja wzrostowa czy malejąca?
     
- Poziom utrzymuje się taki sam. W ubiegłym roku wydaliśmy trzydzieści zaświadczeń. To nie świadczy jednak o skali problemu. Pewne dysfunkcje ujawniają się u dzieci w zerówce czy klasach I-III. Grupa tzw. ryzyka dysleksji otrzymuje od nas opinię z zaleceniami do pracy. W młodszych klasach uczniowie mają zajęcia wyrównawcze lub zindywidualizowane nauczanie, czyli takie dostosowane do możliwości, ale realizujące co najmniej podstawy programowe. To daje efekty. Niektóre dzieci pracują w zespołach korekcyjno-kompensacyjnych w naszej poradni, ale to są szczególnie trudne przypadki.
     - Jakie jest pochodzenie dysleksji?
     
- Naukowcy prowadzili rozmaite badania i było wiele teorii na ten temat. Teraz coraz częściej mówi się o przekazie genetycznym. W swojej praktyce też się z takimi przypadkami spotkałam, że jeżeli rodzice bądź członkowie rodzin byli dyslektykami, to trafiały się też takie dzieci.
     - Jak uczniowie z zaburzeniami trafiają do poradni? Kierują ich nauczyciele?
     
- Nauczyciele nie mają już takiego prawa. Co najwyżej, mogą zasygnalizować problem rodzicom. Chciałabym podkreślić, że świadomość tych ostatnich jest coraz większa. Nie wstydzą się tego, że z dzieckiem coś jest nie tak. Starają się mu pomóc. Zachęcam wszystkich do jak najwcześniejszego kontaktu z poradnią. Można po prostu przyjść i problem "przegadać" z fachowcami. To nic nie kosztuje.
     - Czy zaburzenia w czytaniu, pisaniu można całkowicie wyleczyć?
     
- Niestety, nikt nie da takiej gwarancji. Ale przy systematycznej, żmudnej pracy można je w znacznym stopniu zniwelować. My dobrze wiemy, że im wcześniej przypadek jest zdiagnozowany, im większe zaangażowanie rodziców w mobilizowanie dziecka do ćwiczeń, tym lepsze efekty. My dajemy zalecenia, proponujemy literaturę, polecamy programy komputerowe.
     - Zdarzały się przypadki wyłudzeń opinii o dysleksji? Na przykład przed maturami?
     
- Nie przypominam sobie. To, wbrew pozorom, nie jest takie proste. Najpierw prowadzimy badanie, potem jest czas na zadaną pracę, następnie kolejne badanie. Poza tym, co nieraz rozczarowuje rodziców, dziecko musi mieścić się w normie intelektualnej. Jeżeli jest nieco opóźnione, takiej opinii dostać nie może.
     

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska