Gigantyczne zadłużenie klubu to zarówno efekt pandemii koronawirusa, która przerwała w ubiegłym roku rozgrywki w Europie, jak i nieudolnych rządów byłego już (w październiku podał się do dymisji) prezydenta Barcy Josepa Marii Bartomeu. Przez pewien czas "Dumie Katalonii" groziło nawet bankructwo.
Do tego ostatecznie nie doszło, ale sytuacja Barcelony wciąż jest niewesoła. Z audytu, przygotowanego przez firmę "EY" (dawniej "Ernst & Young") wynika, że Barcelona ma transferowe długi wynoszące 322 miliony - tyle wciąż nie zapłaciła za pozyskanych piłkarzy. Na liście wierzycieli jest w sumie 19 klubów. 196 mln to płatności długoterminowe, a 126 mln krótkoterminowe i właśnie ta druga kwota jest obecnie największym problemem.
Najbardziej absurdalna jest w tym wszystkim sytuacja, że Barca jest winna pieniądze nawet za piłkarzy, których nawet nie ma już w klubie: Malcoma (obecnie Zenit Sankt Petersburg), Arthura Melo (Juventus), Arturo Vidala (Inter Mediolan), Marca Cucurellę (Getafe.).
Najwięcej (sumując płatności długo i krótkoterminowe) "Duma Katalonii" jest winna Liverpoolowi, któremu wciąż nie zapłaciła 69 milionów euro za Philippe Coutinho. Drugi na liście wierzycieli jest Ajax Amsterdam, który czeka na 64 miliony za Frenkiego de Jonga.
Do spłaty pozostały również m.in. transfery Antoine'a Griezmanna, Juniora Firpo, Francisco Trincao, Neto i Miralema Pjanicia. Sytuację częściowo ratuje fakt, że inne kluby również są winne Barcelonie pieniądze. Kwota jest jednak znacznie niższa, bo wynosi tylko 46 mln euro.
Transferowe długi to tylko jedna z pozycji na liście problemów klubu. Z rocznego sprawozdania finansowego wynika, że w sumie długi Barcy wynoszą 1 173 mln euro, z czego 730 mln to zadłużenie krótkoterminowe.
