Jak ustaliła TVN24, mężczyźni na mocy europejskiego nakazu aresztowania mają trafić na przesłuchanie do Polski.
Najistotniejsze zeznania pochodzić mają od Andersa H., podejrzewanego o zlecenie kradzieży. Drugi mężczyzna, według informacji stacji radiowej, miał dostarczyć do Polski samochód - żółtego sportowego seata na szwedzkich tablicach rejestracyjnych, którym dokonano przestępstwa.
H. miał sam skontaktować się z Interpolem i śledczymi w Krakowie, by wskazać złodziei po tym, gdy rzekomo zrezygnował z kradzieży. Miał się przestraszyć oburzenia opinii publicznej - donosił we wtorek donosi szwedzki tabloid "Aftonbladet". Mężczyzna już wynajął znanego szwedzkiego adwokata Petera Althina, by go bronił przed sądem.
Jeden ze sprawców kradzieży, Marcin A., znał Andersa H. - wcześniej wielokrotnie pracował w Szwecji, w firmie ojca Andersa. Śledczy są pewni, że zleceniodawca odwiedził teren obozu przed kradzieżą - ale nie ma pewności kiedy to nastąpiło. Na terenie obozu Szwed miał wskazać na tablicę "Arbeit macht frei" i powiedzieć, że dużo za nią zapłaci.
Zorganizowanie grupy, która miała pomóc w przestępstwie trwało ponad rok. W drugiej połowie 2009 roku, Marcin A. przekazał swojemu zleceniodawcy, że znalazł odpowiednich ludzi. Za kradzież mieli dostać po 20 tysięcy złotych. Jak podaje RMF FM, za tablicę już w Szwecji Anders H. miał otrzymać prawie pół miliona euro (ponad dwa miliony złotych).
Dlaczego napis nie trafił do Szwecji? Jak podaje RMF FM, złodzieje chcieli sprawę przeczekać. Jednak na ich tropie już była polska policja. Co gorsza dla przestępców, jak ustaliła we wtorek tvn24.pl, z małopolską policją skontaktował się obywatel Szwecji i przekazał informacje o przestępcach. Według stacji był to właśnie Anders H.
Jednak złodziei ujęto dzięki polskim informatorom. Wiadomo, że nagroda za wskazanie wykonawców kradzieży - 115 tys. zł - zostanie podzielona między dwóch informatorów. Napis odnaleziono późnym wieczorem 20 grudnia we wsi Czernikowo koło Torunia.