- Do całego świata jest pani nastawiona bardzo życzliwie...
- Kocham wszystko, co żyje. Ludzi, zwierzęta, ptaki, ryby, owady. Ostatnio jednak największą sympatią darzę pieski, a szczególnie tego jednego, maleńkiego imieniem Dżeki. Mam go od niedawna, ale kocham jak kolejne, własne dziecko.
- Jak on do pani dotarł?
- Pieseczek jest przybłędą, którą najpierw zaopiekowała się moja rodzina w Brodnicy. Oni jednak z wielu powodów nie mogli zatrzymać go na stałe, więc zaproponowali abym ja go wzięła. Trochę w ciemno zgodziłam się. Od pierwszego dnia wiem, że była to trafiona decyzja. Pokochałam tego pieska tak bardzo, że dzisiaj absolutnie za żadne pieniądze nie oddałabym go. Każde pieniądze można wydać, a prawdziwe uczucie nie ma ceny.
- Podobno pani piesek rozumie wszystko co się do niego mówi.
- Do niego i nie tylko. Jak mówię do męża, że chyba węgla jest mało, to Dżeki biegnie do węglarki i sam sprawdza, czy rzeczywiście tak jest. Kiedy mówię mu, że musimy wyjść z domu i niestety nie możemy go zabrać ze sobą robi zatroskaną minkę, przyjmuje to do wiadomości, po czym cały czas siedzi w oknie i czeka z nosem w szybie na nasz powrót.
- Zdarza się, że Dżeki podczas nieobecności domowników nudzi się i coś "zmaluje"?
- Bywa i tak. Jak już bardzo dokucza mu samotność potrafi wywlec na środek pokoju różne domowe maskotki, czasami też trochę je potarmosi w ramach cichego protestu przed osamotnieniem. Kiedy domyśla się, że niebawem powinniśmy wrócić do domu wywleka na środek podłogi pantofle i ustawia je w rządku oddzielnie dla mnie, oddzielnie dla męża.
- Pies może być przyjacielem człowieka?
- Przyjaciel, to mało powiedziane. Mój pies jest członkiem rodziny, kolejnym, ukochanym prawie dzieckiem. Nie wyobrażam już sobie życia bez niego i myślę że on beze mnie także.
