Stało się już tradycją, że w dniu Święta Miłosierdzia wierni zebrani w bydgoskiej Bazylice polecają w modlitwach pensjonariuszy zakładów karnych, którzy tego dnia również modlą się w progach świątyni. Wspólnie z funkcjonariuszami służby więziennej, przedstawicielami władz oraz wykładowcami i studentami bydgoskich uczelni.
Mszę prowadził kapelan aresztu śledczego ks. Andrzej Rybka, a posługiwali przy niej jako lektorzy więźniowie, którzy opowiadali o swojej trudnej drodze w poszukiwaniu wiary.
- Religia nie była obecna w moim domu rodzinnym - mówił Tomasz Koncewicz. - Historię Jezusa traktowałem jak ładną bajkę. Uciekałem w świat doznań. Brałem narkotyki. Gdy byłem naćpany, czułem, że właśnie tego chcę. Brać narkotyki, to było dla mnie jak zjeść ciasteczko. Potrzebując pieniędzy na nie, napadałem na ludzi i kradłem. Kilka razy trafiałem do więzienia. Zawsze wychodziłem z niego jeszcze gorszy, niż wcześniej.
Podczas kolejnego pobytu za kratkami Koncewicz zaczął się zastanawiać, do czego to prowadzi. Wtedy dostał od kolegi biblię. To był przełom.
- Spłynęły na mnie uczucia, których wcześniej nie znałem - opowiada. - Postanowiłem pójść do spowiedzi. Wtedy zszedł ze mnie ogromny ciężar. Zacząłem odczuwać empatię wobec innych ludzi. Wiara sprawiła, że przestałem odczuwać głód narkotykowy i myśleć o tych prochach. Czas w więzieniu nie musi być stracony. Może być czasem łaski. Uważam, że to dobrze, że mnie zamknęli. Gdyby nie to, pewnie nadal byłbym złym człowiekiem. Teraz chcę być zbawiony, bo życia nie można zmarnować. Tu na ziemi jesteśmy tak właściwie tylko na chwilę, bo mamy jeszcze drugie życie - wieczne. Dlatego nie możemy pozwalać, by górę w naszym życiu brała chciwość. Pieniądze są co prawda potrzebne do życia, ale nie możemy się zapominać i ciągle za nimi gonić - przekonywał.
Czytaj e-wydanie »