https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Włamywacze obrobili kilkanaście mieszkań w Bydgoszczy. Prokuratorzy rozkładają ręce: - Dla sądu przyznanie się, to żaden dowód

Maciej Czerniak
Lech Kamiński
Ta historia spędza sen z powiek właścicielom trzynastu mieszkań w Bydgoszczy. Na początku ubiegłego roku grupa złodziei włamywała się do domów na Szwederowie, Górzyskowie, Błoniu i w Śródmieściu.

- Wszyscy ich tu znają - mówi jeden z poszkodowanych. Chce pozostać anonimowy. - Jeden z nich, Kamil Cz. pochodzi z rodziny z tradycjami. Znany klan złodziejski. Dziwi mnie jak to możliwe, że policja jest wobec nich bezradna.
Inny poszkodowany to Henryk R., mieszkaniec z ulicy Fałata. W marcu ubiegłego roku do jego mieszkania na pierwszym piętrze bloku włamali się złodzieje, którzy wynieśli kosztowności oszacowane na ponad 25 tysięcy złotych.

Odwołali zeznania
- Już w maju 2013 roku policja umorzyła postępowanie w sprawie kradzieży w moim mieszkaniu - mówi R. - Ale w lipcu Kamil Cz. został ujęty. Przeprowadzono z nim wizję lokalną. Przyznał się do kradzieży u mnie i do dwunastu innych włamań.
Kryminalni prowadzący tę sprawę oszacowali, że łączna wartość wszystkich łupów włamywaczy to około 150 tys. zł. Z braku dowodów Cz. i dwóch jego kolegów, którzy też najpierw się przyznali do kradzieży, wypuszczono z aresztu.
Dlaczego?

- Adwokaci zapytali ich, jakie dowody ma policja - twierdzi Henryk R. - Tylko przyznanie się do winy? Odwołajcie to! I tak też się stało.
Śledczy Prokuratury Rejonowej Bydgoszcz-Północ ostatecznie umorzyli postępowanie w tej sprawie w marcu tego roku. Przy wszystkich czynach wymienionych jako zarzuty w piśmie prokuratury o zakończeniu śledztwa widnieje wyjaśnienie: "Z powodu niewykrycia sprawcy".
Poszkodowani mają pretensje do śledczych prokuratury i do policji. - Rozumiem, że prokuratura ma takie dowody w sprawie, jakie zdobędą policjanci. Pytanie tylko, kto tu ponosi większą odpowiedzialność? - pyta mieszkaniec Szwederowa.

Śledczy natomiast tłumaczą, że sprawa nie jest tak oczywista, jak się poszkodowanym wydaje. I co więcej, prokuratura zrobiła tu tyle, na ile jej pozwala prawo.
- Trzeba powiedzieć jasno, że dla sądu dowód w postaci samego przyznania się podejrzanego do winy, ma niewielką wartość - wyjaśnia prokurator Dariusz Bebyn, śledczy Prokuratury Rejonowej Bydgoszcz-Północ. - A w momencie, gdy ten jedyny dowód domniemanej winy znika, bo podejrzani wycofują swoje zeznania, zostajemy z niczym.

Henryk R. ma pretensje pod zarzutem - w jego opinii - błędnie przeprowadzonej wizji lokalnej. - Policjanci przyprowadzili Kamila Cz. pod mój balkon, on wskazał mieszkanie, do którego się włamał. Ale... na tym koniec. A gdzie tu dowód w postaci zeznań sprawcy, który w moim mieszkaniu krok po kroku zeznaje policji, którą szafę otwiera, co z niej wyjmuje? Tego nie ma. Policja zresztą nie dotarła nawet do środowiska paserskiego. Trudno się dziwić, że brakuje mocnych dowodów.
Prokurator Bebyn odpiera zarzuty: - Akta tej sprawy są na razie w prokuraturze okręgowej, więc trudno mi się odnosić do szczegółowych czynności, jakie były podejmowane. Szczerze mówiąc jednak, nie przypominam sobie, by w jakimkolwiek innym postępowaniu dotyczącym kradzieży, prowadzono tak dokładne czynności, jakie opisuje poszkodowany.

Czytaj: Okradli jubilera. Ich twarze zobaczyło ponad 2,5 tys. internautów w ciągu 5 dni!

Na gorącym uczynku
Możliwe jednak, że prokuratura podejmie na nowo czynności w tej sprawie. Kamil Cz. 7 sierpnia został znowu zatrzymany.
Przyłapano go na gorącym uczynku na kradzieży z mieszkania przy ulicy Jackowskiego w bydgoskim Śródmieściu. Świadek, który widział włamanie do mieszkania, zawiadomił policję. 24-letni Cz. na widok mundurowych, którzy przyjechali na miejsce, był zdziwiony. Próbował uciekać. Zamierzał ukraść telefony komórkowe i drogie kosmetyki.

Sąd objął Cz. dozorem policyjnym. Czy tym razem uda się zebrać dowody, których sąd tak łatwo nie podważy?
- Ledwie kilka procent spraw, które kierujemy do sądu, jest odrzucanych - wyjaśnia prok. Bebyn. - W większości przypadków postępowania kończymy aktami oskarżenia, a na salę sądową trafiają dowody, których nie można podważyć odwołaniem złożonego wcześniej wyjaśnienia.
Poprawki w kodeksie

Śledczy zaznacza, że to się jednak może zmienić. Na gorsze. I przypomina o planowanej nowelizacji kodeksu karnego. W polskich sądach miałaby zostać wprowadzona zasada kontradyktoryjności procesu. To znaczy, że sędzia miałby stać się tylko arbitrem oceniającym wartość dowodów. Główny ciężar ich zbierania i przedstawiania przejmą strony: prokuratorzy i adwokaci.

Prokuratorzy z dystansem odnoszą się do tych zmian. Ich zdaniem sąd straciłby swoją funkcję, polegającą na ustaleniu, co się faktycznie w danej sprawie zdarzyło: doszło do przestępstwa? Kto był sprawcą? - Jeśli idziemy w tym kierunku, wprowadźmy też większą odpowiedzialność za składanie zeznań - proponuje Bebyn. - Dziś kary za kłamanie w sądzie są symboliczne.

Orędownikiem zmian w kodeksie karnym jest prof. Piotr Kruszyński , prawnik z Uniwersytetu Warszawskiego: - System prokuratur w Polsce to spuścizna reform z lat 1949-50. Czynności prowadzone w ramach postępowania przygotowawczego, jak sama nazwa wskazuje, powinny ograniczać się do zebrania najbardziej istotnych dowodów dla prokuratora. Prokuratury rejonowe nie są przystosowane do prowadzenia większych spraw. Mam na myśli zarówno postępowania dotyczące przestępczości gospodarczej, ale też tych, które dotyczą rozpracowywania zorganizowanych grup przestępczych.

Czytaj e-wydanie »
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska