- Nie ma problemu - usłyszałem od urzędniczki pocztowej, która spojrzała w odpowiednią broszurę, wyliczając przy okazji koszty. Trzydzieści złotych za 5 kg książek, plus po kilka złotych za nadwagę.
Z paczką podszedłem do okienka. Zważono, obliczono. Tutaj jednak zaczęły się pewne kłopoty. Trzeba mieć worek! Pewnie kupię na poczcie, pomyślałem, ale...
- Po raz pierwszy w historii naszej poczty mamy taką sytuację, że ktoś wysyła sporo książek, a worek jest niezbędny - mówi Andrzej Sarnowski, naczelnik poczty w Brodnicy.
- Kupię na poczcie? - zapytałem z naiwnością.
- Niestety, nie mamy - usłyszałem w odpowiedzi.
Worek? Gdzie go kupię? Pewnie w sklepie ogrodniczym, albo warzywnym. To była myśl pierwsza. Tylko z jakiego materiału?
Jutowych - typowych do kartofli - już nie ma. Są sizalowe, dobre, jak zapewniono mnie w sklepie przy brodnickim Małym Rynku.
Do tego sznurek i tabliczka.tektura o wymiarach 9 na 14 cm - tu poszukiwania trwały godzinę, ale były skuteczne.
Przesyłką do Zagrzebia - książki naukowe dla jednego z wykładowców na filologii słowiańskiej tamtejszego Uniwersytetu - troskliwie zaopiekowała się Maryla Luba, przy okienku z wagą.
Dzięki opakowaniu - worek tudzież sznurek, o tabliczce nie wspominając - przesyłka zyskała nieco na wadze, ale cóż się nie robi dla nauki światowej. Jeszcze kilka wpisów - nadawca, adresat, rodzaj przesyłki - i można było odetchnąć.
Poczcie Polskiej podpowiadamy - worek, nawet do kartofli, jest tanią inwestycją. Skoro kosztuje w sklepie 1,20 złotych, to w hurcie pewnie kilkadziesiąt groszy. Może warto w ten rodzaj opakowania też zainwestować?