Zdarzenie miało miejsce 1 marca, w piątek. Do zgonu doszło ok. godz. 18.30 w pobliżu sklepu przy ul. Lichnowskiej.
- My w czasie tego śledztwa będziemy wyjaśniali, bo jest dosyć istotna kwestia związana z narażeniem tego pana pokrzywdzonego na bezpośrednią utratę życia - mówi Mirosław Orłowski, prokurator rejonowy w Chojnicach. - Wiązać się to będzie z przyjazdem karetki pogotowia i niezabraniem go do szpitala.
Dlaczego? Czyżby były jednocześnie dwa pilne wezwania? Nie. Pierwszy raz 60-latek utracił przytomność w miejscu zbliżonym do tego, w którym zmarł. Po dwóch godzinach ta sama załoga podjęła interwencję medyczną. - Za pierwszym razem mężczyźnie udzielono pomocy i go pozostawiono - mówi Orłowski. - Teraz będziemy wyjaśniali te okoliczności.
Dopytujemy, dlaczego tak się stało. - W ocenie załogi karetki stan zdrowia na to pozwalał - słyszymy od prokuratora.
Są już pewne różnice zdań. Jedna strona mówi, że druga nie chciała, by 60-latka zawieźć do szpitala, a druga temu zaprzecza.
Ojcowi towarzyszył syn. Po dwóch godzinach, mniej więcej w tym samym miejscu, 60-latka znowu znaleziono. Utracił przytomność. Przyjechała ta sama karetka. Podjęta akcja reanimacyjna nie udała się, lekarz stwierdził zgon.
- Zrobiliśmy w poniedziałek z udziałem biegłej oględziny zwłok i sekcję - mówi prokurator. - Nie znamy jeszcze przyczyny zgonu. Ona będzie szczegółowo opisana w opinii biegłej. Trzeba będzie jeszcze wykonać dodatkowe badania histopatologiczne.
Dlaczego ojciec nie wrócił do domu? Mieszkał na czwartym piętrze, syn nie chciał, by wchodził tak wysoko.
Miał działkę w pobliżu, dosłownie po drugiej stronie ulicy. Poszedł tam po odjeździe karetki. Być może źle się czuł i dlatego wrócił w okolicę sklepu.
Dwa razy więcej fotoradarów na polskich drogach. Zobacz wideo!