Na dwudniową II Międzynarodową Konferencję "Mgła, Pobór Wody z Mgły i Rosa" organizowaną przez Uniwersytet Wrocławski przyjechało ponad 200 naukowców z całego świata. We wtorek jednym z tematów była rola mgły w katastrofie smoleńskiej. Prelekcję na ten temat wygłosił dr Mieczysław Sobik z Wydziału o Ziemi i Kształtowania Środowiska Uniwersytetu Wrocławskiego. W opracowaniu materiałów pomagał mu dr Marek Błaś z Zakładu Klimatologii i Ochrony Atmosfery Uniwersytetu Wrocławskiego.
- Jeżeli nasza wiedza może się przyczynić do rozwiązania pewnych wątpliwości, to warto o tym temacie rozmawiać - tłumaczył temat swego wykładu dr Mieczysław Sobik.
- Mgła sama w sobie nie jest jakimś ekstremalnym zdarzeniem, ale w niektórych, nieprzewidzianych przypadkach może spowodować ekstremalne skutki w środowisku naturalnym lub w działalności ludzkiej. Takie przykłady można znaleźć wszędzie, w tym w Polsce - tak swój wykład rozpoczął dr Mieczysław Sobik
Naukowiec przyznał, że mgła w dniu katastrofy smoleńskiej, czyli 10 kwietnia 2010 roku, wystąpiła o nienaturalnej porze, kilka godzin po wschodzie słońca. Zazwyczaj z mgłą mamy do czynienia wieczorem lub wcześniej rano. Według Mieczysława Sobika to niecodzienne zjawisko, ale całkowicie naturalne. - Wszystkie teorie dotyczące np. sztucznej mgły są nieprawdziwe i nie mają oparcia w faktach - dodaje współorganizator konferencji.
Skąd takie wnioski? Autorzy prelekcji tłumaczą, że korzystali m.in. ze zdjęć satelitarnych.
Dr Marek Błaś wyjaśnia, że mgła smoleńska to wynik zderzenia się dwóch układów o różnej genezie - adwekcyjnej (taka mgła powstaje przy napływie wilgotnej i stosunkowo ciepłej masy powietrza nad chłodniejsze podłoże) i radiacyjnej (powstaje nad ranem na skutek nocnego wypromieniowania ciepła, może trwać przez kilka godzin). Mieszanie różnych mas spowodowało powstawanie wędrujących chmur połączonych z mgłą.
Dr Mieczysław Sobik podczas wykładu przypomniał, że w Smoleńsku wymagana widoczność podejścia na lotnisko powinna wynosić 1000 metrów, a rzeczywista widoczność w momencie katastrofy była mniejsza.
Teoria o sztucznej mgle pod Smoleńskiem pojawiła się tuż po katastrofie prezydenckiego samolotu. Mówiono, że w momencie, kiedy maszyna miała lądować lotnisko było spowite mgłą. A wcześniej, kiedy lądował inny samolot, z dziennikarzami na pokładzie mgły nie było. Zwolennicy tej teorii przekonywali, że Rosjanie mieli celowo wywołać mgłę nad Smoleńskiem.
Beata Kempa, szefowa Kancelarii Prezesa Rady Ministrów i posłanka PiS z okręgu wrocławskiego okręgu słowa wrocławskich naukowców nazywa "luźnymi dywagacjami". - Mamy doświadczenie, że różni naukowcy różnie podchodzą do tego, jak to w nauce bywa - mówi portalowi GazetaWroclawska.pl Beata Kempa. - Sprawa katastrofy smoleńskiej jest niewyjaśniona i kładzie się cieniem na poprzedni rząd. Mając dostęp do rożnych dokumentów widzę, że przez sześć lat nie zrobiono wszystkiego, żeby ją wyjaśnić. W mojej ocenie nie było dobrej woli. Do momentu ostatecznego wyjaśnienia wszystkie teorie są luźnymi dywagacjami – dodaje Beata Kempa. Podkreśla, że po to powołano nowy zespół, żeby sprawę „kompleksowo wyjaśnić". - Dla mnie osobiście to bardzo bolesna sprawa. Byłam na miejscu i bardzo to przeżyłam, ktoś, kogo tam nie było, nigdy nie będzie potrafił tego zrozumieć. Musimy zrobić wszystko, żeby dojść do prawdy – dodaje minister Kempa.