Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wszyscy jesteśmy tacy sami

Kamila Mróz
fot. Anna Wojciulewicz
Wyjazd na misję chodził Agnieszce po głowie już w podstawówce. Gdy była na studiach znalazła się w gorącym Peru. Nie wyobrażała sobie, że może tam nie wrócić.

Agnieszka Jaroszewicz - studentka UMK, przez wiele lat zadawała sobie pytanie: - Czy ja, osoba świecka, mogę wyjechać na misję?
Pierwszy raz pomyślała o tym w ostatniej klasie gdańskiej podstawówki. Była w ruchu "Światło -Życie" i jak zwykle podczas święta Zesłania Ducha Świętego uczestniczyła w czuwaniach. Tamtego roku głównym tematem były właśnie misje.
Słuchała trochę zmęczona:
- Misjonarz opowiadał nam o Kongo. Mówił, że pewnego dnia podeszli do niego jego parafianie - katolicy i spytali: "Ojcze, czy tam, u ojca w kraju, o nas się pamięta?". Wtedy poczułam się głupio. Postanowiłam się za nich modlić. Przecież jesteśmy członkami tego samego kościoła. To, że się nie znamy wynika tylko z geografii. Od tamtego czasu temat misji tkwił we mnie głęboko - opowiada.
To było pięć lat temu
Przed pierwszym rokiem studiów, w wakacje, podczas spotkań oazowych poznała dziewczynę, która wróciła z misji w Kenii.
- Dopiero wtedy dowiedziałam się, że jest coś takiego jak wolontariat świecki i być może sama będę mogła też z niego skorzystać - mówi.
Już na studiach w Toruniu natknęła się na Danusię przygotowującą się do wyjazdu do Peru. Postanowiły wspólnie założyć grupę wolontariatu świeckiego w Toruniu.
Właśnie mija pięć lat od tego czasu.

Po drugim roku studiów Agnieszka Jaroszewicz wyjechała na Ukrainę, gdzie uczyła dzieci polskiego. Po trzecim wzięła dziekankę i wyleciała do gorącego i pachnącego innością dalekiego Peru.
Wcześniej musiała przekonać do tego zaniepokojonych pomysłami córki rodziców. Na szczęście w końcu się zgodzili, więc mogła spełnić swoje marzenia.
Znalazła się 1500 km od stolicy Peru - Limy, na pustyni. W mieście zamieszkałym przez ok. 900 tys. ludzi. Domy większości z nich były małe, niestabilne, pokryte dachem z plecionki lub blachy.

Przemierzała wiele kilometrów
- Nasza misja istnieje od 1983 r. To kilkanaście hektarów, na których znajduje się m.in. kaplica i budujący się kościół górujący niebiesko-żółtym dachem nad całym miastem. Jest też mała szkoła techniczna, gdzie młodzież uczy się zawodu, a w salkach dzieci odrabiają lekcję. Zakonnicy prowadzą też farmę - opowiada Agnieszka.
- Czym się tam zajmowałaś? - pytam. - Wszystkim - uśmiecha się Aga.
Pomagała maluchom w zadaniach, uczyła ich matematyki w szkole wakacyjnej, pracowała w bibliotece i na roli.
- Czasami przemierzałam wiele kilometrów, chodząc po domach, zachęcając do tego, żeby dzieci odwiedzały misję. Zaprzyjaźniłam się nawet z kilkoma rodzinami - mówi.
- Czy trudno było ci wyjeżdżać?
- Byłoby, gdybym wiedziała, że nigdy tam nie wrócę - odpowiada. A tego nie zakładała.
Wróciła na wakacje.

Mam mnóstwo pomysłów w głowie
Teraz jest na V roku filologii polskiej i filozofii. Lubi się uczyć. Mówi po angielsku i hiszpańsku, rozumie ukraiński i włoski, zna łacinę i grekę.
- Łacinę wykorzystałam w Peru, bardzo mi pomogła przy nauce hiszpańskiego, który uwielbiam - wyjaśnia.
Gdy mówi o języku obcym, to ma na myśli właśnie hiszpański.
Za kilka miesięcy kończy studia. Co więc dalej? Aga nie martwi się tym.
- Mam wiele pomysłów i raczej problem, który plan zrealizować - zdradza.
Już teraz ma trzy propozycje pracy w szkole, w tym dwie na Ukrainie. - Biorę pod uwagę pracę w szkole, bo bardzo to lubię - mówi.
Zawsze pozostaje też powrót na misję. Zakonnicy chcą założyć ogród. Będą limonki, winogrona, mango. Pracy nie zabraknie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska