Z naszych informacji wynika, że w probońkowym ugrupowaniu taki pomysł dojrzewał już od kilku tygodni, ale dopiero pod koniec lipca Mieczysław Golba – a zatem baron podkarpacki, który przymierzany jest przez Kuleszę do objęcia jednego ze stanowisk wiceprezesów w nowym rozdaniu – wystąpił w roli akuszera spotkania dwóch oficjalnych kandydatów na prezesa PZPN. Podobno akcja rozgrywała się jak w amerykańskich filmach klasy B, działacz z Rzeszowa miał poinformować Kuleszę, że w jednym z hoteli, pod konkretnym numerem czeka na niego… niespodzianka.
Niespodzianka z zamiataniem pod dywan w tle?
Niespodzianką okazał się oczywiście Koźmiński, choć po prawdzie jeszcze większe zaskoczenie stanowiła propozycja, jaką miał złożyć na dzień dobry faworyt Zibiego. Mianowicie, w zamian za rezygnację ze startu w wyborach, oczekiwał stanowisko wiceprezesa ds. szkolenia dla siebie, trzy miejsca w zarządzie, posadę przewodniczącego komisji rewizyjnej, a także zachowanie… Macieja Sawickiego na stanowisku sekretarza generalnego. A zatem pracownika PZPN, który zdążył już zrezygnować z posady, uważanego za największego przybocznego Bońka. Ta oferta – okazała się oczywiście nie do przyjęcia. Nie trzeba być przecież członkiem sztabu Kuleszy, żeby – skoro tak mocno podkreślone zostały aspekty kierowania organem kontrolnym i ciągłość pracy sekretarza, kluczowej w ostatnich latach dla zarządzania PZPN – dojść do wniosku, iż może mieć to na celu zamiatanie pod dywan nieprawidłowości z ostatnich kadencji…
Od czasu pierwszej, niedokończonej rozmowy, odbyły się dwie tury dodatkowych negocjacji. Wedle naszych źródeł ostatnim razem mowa była już jedynie o wiceprezesurze dla Koźmińskiego, jednym członku zarządu – którym miałby zostać Radosław Michalski, co jest dosyć ciekawym rozwiązaniem zważywszy na przebieg tej wyjątkowo długiej, trwającej już niemal półtora roku kampanii – i członku komisji rewizyjnej (a nie przewodniczącym, czy wiceszefie organu kontrolnego).
Teraz konkurentem Kuleszy jest Kula, dlatego Koźmiński może być potrzebny
Ktoś pewnie zapyta, słusznie zresztą, po co Kuleszy w ścisłym kierownictwie PZPN niedawny (a formalnie to wciąż aktualny) konkurent, który przystępował do wyborów pod hasłem kontynuacji polityki Bońka? I przez to przegrał z kretesem już w przedbiegach, bowiem środowisko ma dość nie tylko personalnie Zibiego, i jego autorytarnego sposobu sprawowania rządów w związku, ale też wyłącznie złych decyzji i pomysłów przez całą drugą, datującą się od 2016 roku, kadencję. Otóż, w obozie zwycięzców już rozpoczęła się walka o powyborcze wpływy. Zainicjowana przez śląskiego barona, Henryka Kulę, który ma ogromny apetyty na zarządzanie federację z tylnego siedzenia; w świetle nieformalnej „umowy koalicyjnej” może być pewny posady wiceprezesa ds. organizacyjno-finansowych. Czyli de facto po 18 sierpnia ma zostać człowiekiem nr 2 w PZPN. Co jednak podobno nie spełnia ambicji Ślązaka, który sobie przypisuje stworzenie stronnictwa złożonego z aż 10 wojewódzkich baronów.
W kuluarach można się dowiedzieć, że już doszło do spięcia w kwestii wyłonienia kandydata na nowego sekretarza generalnego. A w ślad za tym do sporu na tle ustalenia konkretnych kompetencji dla tego stanowiska w nowym rozdaniu. Kulesza może w tej cokolwiek przedwczesnej rozgrywce dotyczącej podziału formalnie niezdobytych jeszcze łupów, liczyć podobno na co najmniej pięciu… baronów. W celu poszerzenia swojej frakcji grał także na przyciągnięcie do niej Pawła Wojtali rządzącego w Wielkopolsce, ale Koźmiński – z bodaj 26 rekomendacjami, w każdym razie do tylu przyznał się jeden ze spin doktorów jego nieudanej kampanii, Andrzej Padewski – wydaje się silniejszym sprzymierzeńcem. I to znacznie.
Kardynał Richelieu wspiera Kulę?
Za Kulą ma natomiast stać Andrzej Placzyński, szef firmy SportFive, przed kadencjami Bońka nazywany – nieprzypadkowo – Kardynałem Richelieu polskiego futbolu. Odsunięty przez Zibiego na daleki plan, teraz chciałby podobno powrócić do pociągania za najważniejsze sznurki w PZPN i najbliższych okolicach związku. Najlepszy dowód stanowi fakt, że miał już zgłosić swego kandydata na… sekretarza generalnego. Pracownika swej agencji, Tomasza Rożenka.
O ile zatem wybory będą nudne, prawdopodobne przecież, że procedurze wyłonienia prezesa podda się tylko jeden kandydat, o tyle w walce o władzę w związku na pewno będzie ciekawie. Pewnie nawet bardzo.
Adam Godlewski
