Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wypadek Mi-24 pod Toruniem. Życiu pozostałych członków załogi nic nie zagraża

Anna Nowicka, Roman Laudański
Życiu technika pokładowego i pierwszego pilota - dowódcy śmigłowca Mi 24, który w piątek rozbił się na poligonie pod Toruniem nic nie zagraża. W katastrofie zginął drugi pilot - operator 32-letni por. Ryszard Wagner.

W niedzielę na poligonie wojskowym pod Toruniem intensywnie pracowali członkowie Komisji Badania Wypadków Lotniczych. Prowadzili oględziny wraku śmigłowca.

Ranni: kapitan pilot Marcin Gwizdowski, dowódca śmigłowca i młodszy chorąży sztabowy Marek Wojciechowski, technik pokładowy przeszli już wszelkie badania łącznie z tomografem i rezonansem, by wykluczyć wewnętrzne obrażenia. 36-letni kapitan Gwizdowski ma lewą rękę w gipsie, a chor. Wojciechowski doznał ogólnego potłuczenia i licznych ran szarpanych, gdy podczas katastrofy odrywały się elementy maszyny.

Jeszcze nie zapadła jeszcze decyzja o przewiezieniu wraku i wszystkich oderwanych elementów z miejsca katastrofy do jednostki w Inowrocławiu. Procedury badania wypadków lotniczych przewidują zebranie wszystkich szczątków w jednym miejscu, ich oględziny i badania, szczególnie tzw. czarnej skrzynki, która rejestruje różne parametry lotu. W Inowrocławiu jeden z hangarów został wyznaczony na miejsce składowania wraku maszyny.

Piloci z Pruszcza Gdańskiego ćwiczyli w piątek na toruńskim poligonie strzelanie do celu w warunkach nocnych bez użycia noktowizji. Piloci prowadzili maszyny korzystając z urządzeń pokładowych i mając łączność z kontrolą lotu. Nagle, po godz. 22, jedna z maszyn zniknęła z radaru.

- Pierwsze na ratunek ruszyły służby zabezpieczenia i pozostałe dwa śmigłowce bojowe - informuje major Krzysztof Flis z 49 pułku w Pruszczu Gdańskim. Z pomocą pospieszyli strażacy z Inowrocławia i Torunia, żandarmeria i pogotowie.
Zginął Robert Wagner z 49. Pułku Śmigłowców Bojowych w Pruszczu Gdańskim. Miał 32 lata. Wylatał na śmigłowcach ponad 700 godzin. Dowódca - kpt. Gwizdowski jest także doświadczonym pilotem. Ma na koncie ponad 1,4 tys. wylatanych godzin.

Bogdan Klich, minister obrony narodowej, który w sobotę odwiedził rannych poinformował, że śmigłowiec spadł lotem koszącym. Świadczą o tym m.in. pościnane czubki drzew. Szczątki znajdowały się w promieniu kilkunastu - kilkudziesięciu metrów. Dowódcza maszyny - pilot Gwizdowski nie sygnalizował kontrolerowi żadnych usterek technicznych. Minister Klich dodał, że warunki pogodowe były dobre.

Śledztwo w sprawie wypadku prowadzi prokuratura garnizonowa w Bydgoszczy. - Natychmiast na miejsce zdarzenia wysłałem ekipę kilku prokuratorów wojskowych, którzy dokonali oględzin miejsca zdarzenia i zwłok pilota - mówił płk Paweł Portała, wojskowy prokurator garnizonowy w Bydgoszczy. - Podjęliśmy też działania zmierzające do przesłuchania świadków zdarzenia, szczególnie tych, którzy przeżyli.
W sobotę, o godz. 10.00 prokuratorzy przekazali teren katastrofy Komisji Badania Wypadków Lotniczych.

Raport na temat przyczyny wypadku przygotuje komisja, a minister Bogdan Klich już zapowiedział, że zostanie on upubliczniony.

Śmigłowce Mi 24, choć mają już swoje lata, uważane są przez fachowców za bezpieczne maszyny. W czasach Armii Radzieckiej atakowały w Afganistanie mudżahedinów. Potocznie nazywa się je "latającymi czołgami".
Sekcja zwłok porucznika Wagnera odbędzie się najprawdopodobniej w poniedziałek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska