Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wypadki i katastrofy lotnicze

Roman Laudański [email protected]
Robert Senkowski dyskusję o Smoleńsku śledzi z niechęcią
Robert Senkowski dyskusję o Smoleńsku śledzi z niechęcią nadesłane
- Książka o wypadkach lotniczych powinna być lekturą obowiązkową dla wszystkich pilotów - mówią ci, którzy przed laty pilotowali wojskowe samoloty.

Na początek historia tajemniczego lotu z Warszawy do Bejrutu z międzylądowaniem w Warnie w celu zatankowania paliwa.

Siedmioosobowa załoga (i dwóch konwojentów) wojskowego samolotu transportowego An-12 z krakowskiego pułku otrzymała rozkaz dostarczenia ładunku polskich truskawek do Bejrutu. Pojawia się podejrzenie, graniczące z pewnością, że truskawki nie były jedynym ładunkiem w tym samolocie. Prawdopodobnie owoce przykrywały broń.

Nad lotniskiem w Bejrucie samolot znalazł się w strefie zachmurzenia o bardzo niskiej podstawie chmur. Teren górzysty. Nieoczekiwanie nasz samolot zderzył się ze zboczem góry.

- Zdarzyło się to 13 maja 1977 roku i zapewne zawiniły warunki atmosferyczne i nieznajomość sytuacji - mówi Robert Senkowski, pasjonat lotnictwa z Torunia. - Nad lądem załoga weszła w strefę gęstego zachmurzenia, tracąc chwilami, a następnie całkowicie, kontakt wzrokowy z ziemią. Pilot spodziewał się, że za chwilę zobaczy ziemię. Pracownicy wieży w Bejrucie posługiwali się językiem angielskim, a nasi, choć przeszkoleni, mogli mieć z tym problem. No i jest jeszcze wątek sensacyjny, ponieważ niektórzy twierdzą, że samolot został zestrzelony przez partyzantów. Mówią o tym w nieoficjalnych rozmowach świadkowie, którzy wtedy pracowali na lotnisku.

"Samolot An-12 zderzył się ze zboczem góry Mounse (koło miejscowości Aramoun) na wysokości 630 m n.p.m. (około 20 m poniżej szczytu). Załoga poniosła śmierć w szczątkach rozbitej maszyny" - czytamy w książce "Katastrofy, awarie, uszkodzenia w polskim lotnictwie wojskowym 1971-1980", której współautorem jest Robert Senkowski.

Port Lotniczy Bydgoszcz. Połączenia i inwestycje dzięki dofinansowaniom!

***

Torunianin Robert Senkowski pasjonuje się lotnictwem od ponad dwudziestu lat. Wraz z przyjaciółmi - Sławomirem Bartosikiem z Gdańska i Miłoszem Bogdańskim ze Szczecina prześledzili dostępne archiwa poświęcone katastrofom oraz spotkali się byłymi pilotami wojskowymi. Rok temu wydali książkę o wojskowych wypadkach lotniczych w latach 1961-71. Na ten temat zebrali najwięcej materiałów. W tym roku przyszła pora na kolejną dekadę - lata 70. ubiegłego wieku.

Polskie lotnictwo wojskowe rozwijało się intensywnie w pierwszej połowie lat 50. ubiegłego wieku. W powstających szkołach lotniczych szkoliły się setki przyszłych pilotów. - Wtedy było najwięcej wypadków - mówi Robert Senkowski. - Za sterami samolotów siadali młodzi, niedoświadczeni ludzie szkoleni przez nieco starszych, ale równie niedoświadczonych instruktorów. Toczyła się wojna w Korei, przez co polscy piloci szkolili się w systemie wojennym. Mieli mniej teorii, więcej praktyki. Ominęły ich wykłady i egzaminy.

***

W tym roku Robert Senkowski wydał z kolegami książkę: "Katastrofy, awarie, uszkodzenia w polskim lotnictwie wojskowym 1971-1980". W tym dziesięcioleciu wydarzyło się 330 wypadków lotniczych, z czego ok. 60-70 katastrof ze śmiercią pilota lub załogi.

W tamtych czasach armia liczyła ok. 30 pułków lotniczych. A w Polsce szkolili się piloci m.in. z Libii i Iraku.

Zobacz ostatnie chwile lotu Tu-154M [wizualizacja]

***

Samolot Lim 5m był radziecką konstrukcją myśliwca przysposobioną przez polskich inżynierów do zadań szturmowych. Konstrukcją - dodajmy - niezbyt udaną. - Zginęło na nim wielu polskich pilotów, także z Bydgoszczy, bo tu stacjonował pułk wyposażony w takie maszyny - opowiada Robert Senkowski. - Kiedy malała prędkość - maszyna "przepadała" - łatwo wpadała w korkociąg i rozbijała się. Niedoświadczeni piloci nie radzili sobie. Mieszkający w Bydgoszczy Kazimierz Dziok, były dowódca wojsk lotniczych opowiadał, że kto radził sobie na tej wersji samolotu, to mógł latać na wszystkim.

W którymś momencie dowództwo musiało zakazać robienia jakichkolwiek akrobacji na tym samolocie, bo groziło to katastrofą. Maszyny wycofano i zastąpiono Limami-6bis.

***

W Bydgoszczy stacjonował pułk wyposażony w samoloty myśliwsko-bombowe Su-7. Maszyny te miały rozpoznawać i likwidować wyznaczone cele za pomocą bomb i działek. W 1972 roku podczas lotów manewrowych na niewielkich wysokościach doszło do katastrofy. Porucznik pilot Algimant Tomaszewicz (Litwin z pochodzenia) wystartował z ,b>Bydgoszczy, by dolecieć za Tucholę. Wypatrując celów, które miał wykryć i "zlikwidować", nie zwrócił uwagi na malejącą prędkość. Po chwili samolot "przepadł" i rozbił się. - To był doświadczony pilot, na wysokości bodajże 80 metrów próbował się katapultować, ale skończyło się to tragedią - przypomina Robert Senkowski.

***

- Dyskusję o Smoleńsku śledzę z dużą niechęcią - wyznaje Robert Senkowski. - Osoby, wypowiadające się na temat katastrofy udają ekspertów, a czasami okazują się totalnymi ignorantami. Znam kilkuset pilotów w kraju. Ci ludzie są dla mnie o wiele bardziej wiarygodni niż osoby "z ulicy". Ba, część starszych pilotów znała dobrze załogę tamtego tupolewa i raczej nikt z nich nie ma wątpliwości, co wydarzyło się w Smoleńsku. Niektórzy piloci część winy przypisują pilotowi Jaka 40, który wcześniej wylądował w Smoleńsku. Gdyby on tego nie zrobił, gdyby odmówił, to załoga Tu miałaby czyste konto. Załoga Jaka 40 mimo wszystko wylądowała, choć nie powinna ze względu na warunki atmosferyczne, w tym mgłę.

I w pewnym sensie sprowokowali tamtych, żeby też spróbowali. Efekt znamy. - Przede wszystkim załodze "tutki" nie wolno było wykonywać takiego manewru, mieli też za małe doświadczenie - wylicza współautor książki. - Nie powinni w ogóle próbować, to podkreśla każdy pilot, z którym rozmawiałem. A jak już się próbuje, to ryzyko jest ogromne.

***

W ostatnim czasie w Polsce gościł prof. Binienda, ekspert zespołu Antoniego Macierewicza, wykluczający oderwanie skrzydła tupolewa przez brzozę. - Drzewo mogło urwać skrzydło - podkreśla Robert Senkowski. - Śledzimy wypadki lotnicze z ostatnich 60 lat. Zdarzały się już podobne sytuacje. Samolot uderzał w drzewa, zahaczał o nie i wszystko kończyło się tragicznie. Takich przypadków było sporo w lotnictwie wojskowym.

Ale były również i takie, kiedy samoloty ścinały drzewa.

Robert Senkowski: - Wszystko zależy od kilku czynników. Kąta uderzenia, wielkości przeszkody, miejsca, w którym skrzydło samolotu uderzy w drzewo.

To skąd pewność, że w Smoleńsku tupolew nie ściął brzozy? Przecież prof. Binienda twierdzi, że ani brzoza, ani piloci nie przyczynili się do katastrofy. - Nie jestem ekspertem - zastrzega Robert Senkowski. - W oparciu o wszystkie wypadki lotnicze, które analizowaliśmy, możliwe jest, że brzoza i piloci przyczynili się do katastrofy. Jednak można znaleźć tyle argumentów "za", ile "przeciw". Wszystko zależy od chęci tych, którzy próbują coś udowodnić. Smoleńskiej katastrofy nie uda się jednoznacznie wyjaśnić, bo to już katastrofa polityczna.

Smoleńska katastrofa w trzech wersjach. Czy kiedykolwiek poznamy prawę?

A kiedy ktoś widzi czarne, a mówi białe, kiedy nie widzi szarości, to co można powiedzieć? Przecież była już katastrofa w Gibraltarze. Minęło tyle lat, odbyła się nawet ekshumacja doczesnych szczątków gen. Sikorskiego, a Anglicy nadal nie chcą ujawnić zapieczętowanych skrzyń z materiałami dotyczącymi tego zdarzenia. - Jeśli nie ma w nich nic obciążającego, to zawsze będziemy sobie zadawali pytanie, dlaczego Brytyjczycy nie chcą ujawnić ich zawartości? - mówi Robert Senkowski.

***

W komisjach badających katastrofy lotnicze pracują specjaliści z różnych dziedzin: od techniki, spraw medycznych, szkolenia itd. Każda z tych osób bada katastrofę ze swojego punktu widzenia. Interesują się nie tylko szkoleniem pilota, ale także jego ostatnią dobą, żeby wykryć jak najwięcej okoliczności, które mogły mieć wpływ na katastrofę. Szczegółowo badane są tzw. czarne skrzynki i wrak samolotu. I efekty tej pracy także nie zawsze są jednoznaczne.

Nie można rozdzielić szkolenia polskich pilotów od tego, w jakiej kondycji znajduje się gospodarka i kraj. Niestety, był okres, kiedy polscy piloci naprawdę mało czasu spędzali w powietrzu (chodzi o tzw. naloty dla podtrzymywania nawyków - ok. 40 godzin w powietrzu - przyp. Lau.). Po czymś takim nie można czuć się pewnie i bezpiecznie w powietrzu. I choć po katastrofie CAS-y i tupolewa zmieniono dużo rzeczy, to nadal polscy piloci wojskowi nie mają nowego samolotu szkolno-bojowego.

***

Niektóre wypadki pozostaną tajemnicą. Lech Szutowski był niemalże legendą polskiego lotnictwa. Nie tylko sportowego, ale i wojskowego - przed laty dowodził bydgoskim pułkiem. Był zwycięzcą zawodów rozpoznawczych na samolocie Su-7, był mistrzem pilotażu... Był. Rozbił się pod Chełmnem przed lotniskiem w Watorowie. Co się stało? Nie wiadomo. Hipotezy są różne, także zdrowotne (zasłabnięcie, zawał)?

***

- W następnej książce chcemy zmierzyć się z wojskowymi wypadkami lotniczymi w latach 50. Będzie to duże wyzwanie - zapowiada Robert Senkowski.

Jeden z byłych pilotów powiedział autorom, że ich książki powinny stać się podręcznikiem lub obowiązkową lekturą dla każdego cywilnego lub wojskowego pilota.

Może to dobry pomysł?

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska