
- My nie dostaliśmy żadnego lekarstwa - Julia zamyśla się. Milczą Marcin i Krzysiek
(fot. (Fot. Tytus Żmijewski))
A na szkolnej podłodze leżą pędzle zamoczone do połowy w farbie i do połowy wymalowane plakaty pierwszomajowe. Nie ma tu jednak nikogo, kto by je dokończył. Nie ma osoby, która by dopiła pozostawioną na brzegu stołu herbatę, ani dzieci, które by spały w przygotowanych posłaniach.
Cmentarzysko
- To miejsce robi niesamowite wrażenie: puste ulice, sklepy, mieszkania. Ludzie opuszczali miasto w takim pośpiechu, że wydaje się, jakby zrobili to minutę temu - mówi z przejęciem 25-letni Marcin Leśniewski, bydgoszczanin, współwłaściciel firmy KMK sprzedającej specjalistyczne tworzywa sztuczne.
- Pamiętam kolejki po płyn Lugola, który ponoć miał nas ochronić przed skutkami promieniowania - kiwa głową partner biznesowy Marcina - Krzysiek Brakowski, 30-latek o podwójnym, polsko-niemieckim obywatelstwie.
Przy ogromnym stole w salce konferencyjnej siedzi jeszcze Julia Kujawa, która prowadzi chłopakom sekretariat. Julia ma 27 lat, jest Rosjanką. Przez wiele lat mieszkała na Ukrainie. - My nie dostaliśmy żadnego lekarstwa - mówi cicho. - Mieszkaliśmy dziewięć godzin drogi od Kijowa i długo, podobnie zresztą jak inni, nie wiedzieliśmy, co tam tak naprawdę się stało. W telewizji pojawiła się tylko krótka informacja, że w elektrowni wydarzył się mały, niegroźny wypadek. A tam zginęło tak dużo ludzi... Czyjeś rodziny, przyjaciele, znajomi, bliscy. Julia zamyśla się. Milczą Marcin i Krzysiek.
- Czarnobyl, Prypeć - to cmentarzyska - mówi w końcu dziewczyna, a panowie tylko kiwają przytakująco głowami, choć do tych miejsc mają trochę inny stosunek niż ona.
Strach
Czarnobyl, miasto na Ukrainie, w obwodzie kijowskim, u ujścia rzeki Usz do Prypeci. Znane głównie jako miejsce największej w dziejach katastrofy atomowej. Od 1986 Czarnobyl nie ma zameldowanych mieszkańców, a czas przebywania ludzi pracujących przy remoncie sarkofagu nie przekracza trzech miesięcy w ciągu roku.
Prypeć - opuszczone miasto w obwodzie kijowskim, w północnej Ukrainie przy granicy z Białorusią. Miasto zostało założone 4 lutego 1970 roku jako osiedle dla pracowników elektrowni jądrowej Czernobylskaja w odległości około 4 km od elektrowni. 27 kwietnia 1986, dzień po katastrofie w Czarnobylu zapadła decyzja o ewakuacji miasta.
Ewakuacja
25 kwietnia, 1986 rok, Czarnobyl. Personel obsługujący reaktor czwarty w elektrowni jądrowej prowadzi przygotowania do testu (najpierw ma być zmniejszona moc reaktora, później zablokowany dopływ parydo turbin generatorów, a na końcu - po odcięciu zasilania - zmierzony czas ich pracy).
26 kwietnia. Parę minut po godzinie pierwszej personel rozpoczyna test. Godzina 1.23. Jeden z techników obsługujących czwarty reaktor próbuje uruchomić system zabezpieczeń. Bez skutku. Do wybuchu dochodzi kilka sekund później.
27 kwietnia, godziny południowe, Prypeć. 50 tysięcy mieszkańców musi do wieczora opuścić swoje domy. Zostaje dobytek, niedokończony obiad, niewyprasowane koszule na rozłożonej desce, pranie w pralce.
Godzina 16.30: ewakuacja zakończona.
Godzina 18.30: specjalny oddział przeszukujący miasto znajduje grupę dwudziestu osób, które nie chcą opuścić miasta...
Kilka dni później media poinformują, że wyemitowana z uszkodzonego reaktora chmura radioaktywna rozprzestrzeniła się po całej Europie.
Po kilku latach Światowa Organizacja Zdrowia poda, że z powodu katastrofy na wysoką dawkę promieniowania narażonych zostało około 600 tysięcy osób, a prawie drugie tyle na dawkę umiarkowaną.
Po wielu badaniach naukowcy stwierdzą, że w mieście i okolicy nie będzie można mieszkać jeszcze przez kilkanaście stuleci...
7 kwietnia, 2008 rok, Bydgoszcz. - To wyludnione miasto, puste ulice, sklepy, domy muszą robić wrażenie - mówi Marcin. - Mimo że od wybuchu minęło dwadzieścia dwa lata, prawie nic tam się nie zmieniło - dodaje Krzysiek, a Julia dorzuca, że wejście w "strefę zero" na kilka godzin i ze specjalnym przewodnikiem nie jest takie niebezpieczne jak kiedyś, a przede wszystkim możliwe. - Dlatego organizujemy kilkudniową wyprawę do Czarnobyla, a dokładniej do Prypecia - mówi Marcin z przejęciem.
Plan
Krzysztof: - O wyprawie do miasta duchów myślimy od roku. I byłaby to pierwsza z serii wyjazdów, które mamy w planie.
Marcin: - Później byłyby góry Kaukazu, które chcielibyśmy przejść szlakiem partyzantów, jeszcze później - Kazachstan i cmentarzysko wraków, potem biegun północny, a na końcu? Nie wiemy, jaki będzie koniec, bo znajomi, kiedy tylko usłyszeli o naszych planach, ciągle zarzucają nas nowymi pomysłami. A może tu byście jeszcze pojechali, a może tam...
Krzysztof: - Za każdym razem chcielibyśmy, żeby jechała z nami większa grupa ludzi, bo raz, że ciekawiej, a dwa, że taniej.
Marcin: - Żeby wyjechać do Prypecia, musimy zebrać czterdzieści osób. Brakuje nam około dwudziestu. Jesteśmy otwarci, przyjmiemy każdego, kto nie boi się wyzwań.
Julia: - Jest tylko jeden warunek, to muszą być osoby pełnoletnie.
Marcin: - I oczywiście nie gwarantujemy, że po wyjściu ze prypeckiej strefy nie będą napromieniowani. No co? Przecież nie wiadomo, jak z tym promieniowaniem jest naprawdę. Niby bezpiecznie, ale...
Krzysiek: - Na miejscu nie wolno pić, jeść, nie działają komórki. Podobno wariują kamery i aparaty.
Marcin: - I, kto wie, może będzie trzeba zostawić na miejscu buty, spodnie? Po wyjściu z miasta zostaniemy opomiarowani.
Adrenalina
Krzysiek, Marcin i Julia. Pracują razem, razem chcą przeżyć emocjonującą przygodę (to znaczy Krzysiek i Marcin chcą, a Julia im tylko pomaga w załatwianiu formalności, bo kto nie jak ona może czuć się na Ukrainie jak ryba w wodzie?). Poznali się w innej firmie, w której byli czyimiś pracownikami. Kiedy kilka miesięcy temu, w listopadzie, Marcin z Krzyśkiem zdecydowali się na prowadzenie wspólnego interesu, etat zaproponowali również Julii. Nie znają się długo. Może jakieś półtora roku, ale: - Zaiskrzyło od razu - śmieją się wszyscy. W firmie spędzają po naście godzin, ale rodziny - przynajmniej na razie - nie zgłaszają pretensji.
Julia ma dwójkę dzieci i wyrozumiałego męża Polaka; Marcin czternastomiesięczną córeczkę, psa, kota; Krzysiek ponaddwuletniego syna i oparcie w swojej drugiej połowie. - Jeździmy rodzinnymi samochodami, prowadzimy spokojne życie - mówi Marcin. Od poniedziałku do piątku praca, praca i jeszcze raz praca; zabawa tylko weekendy (ich najlepszy sposób na odprężenie to gra w piłkarzyki). - Nie wychodzimy poza szablon, dlatego naszą wyprawę do miasta duchów nazwaliśmy przygodą dla zwykłych ludzi - ciągnie Marcin.
Dlaczego wybrali Czarnobyl?
Dla adrenaliny. I z niewyjaśnionego sentymentu do ciągle niezbyt odkrytego Wschodu. No i dlatego, że w sumie nie będzie tak drogo, bo tylko 1600 złotych od osoby plus kieszonkowe.
Ryba
- Już prawie wszystko jest zapięte na ostatni guzik. Mamy załatwiony transport, dwa noclegi w Kijowie i umówionego przewodnika. Wyjeżdżamy 19 czerwca wieczorem, wracamy 21 w nocy. W Prypeciu będziemy prawie cały dzień - wymienia Krzysiek, a Marcin dodaje, że po powrocie z zamkniętej strefy Julia obiecała zabrać ich do leżącej w centrum Kijowa ulubionej knajpki na suszoną rybę. - Brakuje tylko ludzi. Więc jeśliby ktoś chciał się z nami zabrać, zapraszamy. Listę nazwisk musimy jednak zamknąć 3 czerwca - mówi Marcin i podaje numer telefonu (52 525-64-44), i adres mailowy ([email protected]).
Siedzimy przy dużym stole w salce konferencyjnej. Julia Kujawa zdradza, że w Polsce brakuje jej kulebiaków, śledzi z beczki i paru innych rzeczy. Krzysiek Brakowski przyznaje, że ma słabość do serialu "39 i pół", fast foodów, a Marcin Leśniewski opowiada o marokańskiej kuchni i swojej miłości do malarstwa (ojciec jest plastykiem), muzyki rockowej i opery. Swoje opowieści przeplatają czarnobylskimi ciekawostkami. Od kilku miesięcy oglądają filmy, przeglądają strony internetowe poświęcone awarii reaktora jądrowego i skutkom promieniowania.
A wiedzą dużo. Naprawdę.