Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wyrok w głośnej sprawie nieszawskiego Janturu już wkrótce

Jadwiga Aleksandrowicz
Wyrok w głośnej sprawie nieszawskiego Janturu już wkrótce
Wyrok w głośnej sprawie nieszawskiego Janturu już wkrótce
Sędzia toczącego się od kwietnia ubiegłego roku procesu nie zgodził się na mnożenie dowodów przez obrońców. Na trzydziestego października zarządził mowy końcowe prokuratora i obrońców.

Proces przeciwko zarządowi nieszawskiej spółki, która oszukała kilkuset rolników, biorąc od nich przez wiele miesięcy zboże i nie płacąc za nie, wreszcie zbliża się ku końcowi. Tym razem sędzia Romuald Jankowski nie zgodził się na wzywanie kolejnego świadka ani na nowe badania przez lekarza specjalistę jednego z oskarżonych w sprawie, toczącej przed Sądem Okręgowym we Włocławku. Nie wyrazili na to zgody także prokurator Janusz Bogacz, który uznał, że obrona zmierza do przedłużania procesu, ani pełnomocnik prawnych niektórych pokrzywdzonych, ani trzej obecni oskarżyciele posiłkowi - pokrzywdzeni przez Jantur rolnicy. Po dwudziestominutowej przerwie obecni na sali usłyszeli od sędziego, że nowych odwodów już nie przyjmie i że zarządza przerwę do 30 października. 

 

Tym razem na ławie oskarżonych zasiadł tylko jeden oskarżony - Krzysztof Ch., wiceprezes zarządu nieszawskiej upadłej spółki. Zabrakło jego brata Romana Ch., prezesa zarządu oraz głównej księgowej Jolanty O.

 

Za barierką dla świadków na pytania sądu, obrony i oskarżonego odpowiadało dwoje byłych pracowników banku, który udzielał Janturowi kredytów. Świadkowie zasłaniali się niepamięcią i niczego nowego do sprawy nie wnieśli. 

 

Oświadczenie wygłosił oskarżony Krzysztof Ch. między innymi charakteryzując sposób funkcjonowania spółki i rozliczeń z kontrahentami. Tłumaczył, że niektórym rolnikom, pozostawiającym zboże Janturowi w depozycie dopisywano w dokumentach większe niż odstawili ilości ziarna, by dostosować ceny do obowiązujących na rynku. Dlatego w audycie wskazano niedobory ziarna w magazynach. 

 

Zapewniał, że kierownictwo Janturu (a także siostra i trzeci z braci Ch.) brali prywatne kredyty, by ratować spółkę, którą finansowo zdołowała nietrafiona inwestycja w gorzelni, ale ratowanie Janturu uniemożliwiło - jak mówił - dziesięciu rolników, którzy chcieli przejąć tę spółkę. Ich obwiniał za upadek spółki, kilkakrotnie wymienił nazwisko świadka Wiesława K. Twierdził, że pewna spółka z Mysłowic miała pomóc w ratowaniu spółki. 

 

Wspominał tysiące ton zboża, jakie Jantur skupował i czasy świetności spółki. Tłumaczył, że nie zajmował się finansami tylko skupem, ale jednocześnie opowiadał, że gdy załoga zgodziła się na niższe pensje, by ratować spółkę, wyrównywano jej pobory "kopertówkami". 

 

Oskarżony Krzysztof Ch. przedstawił sądowi także swoją obecną sytuację. - Żyję za 490 złotych, tyle z emerytury zostaje mi po tym, co zabiera komornik. Komornik zajął dom i meble, nawet łóżko, na którym śpię - mówił łamiącym się głosem. Słowem nie wspomniał o setkach pokrzywdzonych rolników, którym nie zapłacono za dostarczone Janturowi zboże. Jedni czekają na 2-3 tysiące złotych, inni na dziesiątki tysięcy, jeszcze inni na setki tysięcy, a nawet ponad milion złotych. Stwierdził jedynie, że kłamali ci rolnicy - świadkowie, którzy mówili, że namawiano ich do sprzedaży zboża nieszawskiej spółce. 

 

- Nikt nikogo nie namawiał. Rolnicy sami do nas przywozili zboże, bo płaciliśmy lepiej niż inni - przekonywał. 

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska