Wyzysk, najniższa krajowa, praca bez dodatków, łamanie prawa i sąd pracy - to słowa które wczoraj padały najczęściej. Dzwoniący do nas Czytelnicy przyznawali, że pracodawcy w ogóle nie szanują ich praw.
- Jako urzędnik samorządowy co kadencję muszę znosić wprowadzanie nowej polityki - opowiadał wczoraj nasz Czytelnik. - Mój obecny przełożony robi wszystko, abym stracił pracę. Jestem na zwolnieniu lekarskim. Kiedy wrócę do urzędu, na pewno otrzymam wypowiedzenie z pracy.
Nasz Czytelnik zastanawia się, czy powinien domagać się swoich praw przed sądem pracy. Również inne, dzwoniące wczoraj osoby, brały to rozwiązanie pod uwagę.
Bez urlopu i pieniędzy
Jedna z Czytelniczek opowiadała: - Przez osiem lat pracowałam w sklepie spożywczym. Spędzałam tam średnio 205 godzin w miesiącu, a zarabiałam na rękę zaledwie 652 zł. Miałam tego dość i złożyłam wypowiedzenie. Ponieważ od 2004 roku nie miałam urlopu, teraz pracodawca powinien zapłacić mi za wszystkie wolne dni, których nie wykorzystałam. Niestety, nie chce się on wywiązać z tego obowiązku.
Ręce bezczynnie rozkładała też mieszkanka Świecia. Jej syn jest zatrudniony na pełnym etacie jako pracownik gospodarczy.
- Minimalne wynagrodzenie wynosi 936 zł brutto, a mój syn zarabia tylko 886 zł brutto. Nie dostaje dodatku za pracę w nocy. Przełożeni syna tłumaczą, że wynagrodzenie za pracę w godzinach nocnych jest już wliczone do pensji - powiedziała Czytelniczka ze Świecia i dodała: - Jak syn opowiada, co się dzieje u niego w pracy, to mi się to nie mieści w głowie. Aż serce boli na myśl, że można tak ludzi traktować.
Syn Czytelniczki ze Świecia już szuka innej pracy. Możliwe, że na taki krok powinna się też zdecydować pani Beata z Inowrocławia. Kobieta pracuje na pełnym etacie w sklepie spożywczym. Zarabia najniższą krajową i nie otrzymuje żadnych dodatków.
- Jeśli idę na rano, to pracuję od poniedziałku do piątku po 7,5 godziny, a w soboty przez 7 godzin. Gdy rozpoczynam pracę po południu, to od poniedziałku do soboty pracuję po 7 godzin. W niedzielę przychodzę do pracy na 6 godzin. W zamian nie otrzymuję dnia wolnego. Poza tym pracodawca oprócz pensji nie płaci mi żadnych dodatków. Jego zdaniem są one już w wynagrodzeniu - mówiła podczas dyżuru pani Beata.
Komornik nie pomoże
Niektóre osoby opowiadały wczoraj, że nawet decyzja sądu, nie pomogła rozwiązać ich problemów.
- Mąż pracował w warszawskiej firmie. Pracodawca nie zapłacił mu ok. 7 tys. zł za pracę przez 8 miesięcy. Choć sąd wydał już w tej sprawie wyrok, to komornik nie może ściągnąć długu. Chce, abyśmy podali mu numer konta firmy, na którym znajdują się należne mężowi pieniądze. Konto, które mu wcześniej wskazaliśmy, jest puste - żaliła się pani Hanna z miejscowości Złotniki Kujawskie.
Nasz Czytelnik z Bydgoszczy prosił wczoraj, aby inspekcja pracy ponownie zajęła się jedną z firm krawieckich. Mężczyzna tłumaczył:
- Właściciel przedsiębiorstwa chce, aby zatrudnione w zakładzie osoby pracowały po 9 godzin dziennie, zamiast 8 godzin. W dodatku ustala normy, których nikt nie może wyrobić. Po poprzedniej kontroli wszystko jest po staremu. Dlatego inspektorzy pracy powinni odwiedzić tę firmę ponownie i tym razem zrobić tam porządek.