Nie był to przypadek, już kilka lat wcześniej gospodarz działki Zbigniew Miciak przygotował mu miejsce na gniazdo. Spełniło się jego marzenie i ptak zaczął je budować. Dzisiaj miłośnicy bocianów mają za sobą ubiegłoroczne odchowanie Kajtka i miesięczne dokarmianie tegorocznych bocianów, które właśnie odleciały.
Fajnie jest obserwować
To lepsze niż oglądanie telewizji. Podpatrywanie przyrody? Czemu nie. Z bocianami wszystko zaczyna się na przełomie marca i kwietnia. Pierwszy przylatuje samiec, remontuje gniazdo i naprawia zimowe zniszczenia. Po kilku dniach na miejscu jest samica i rozpoczyna się okres godowy. Znosi jaja i pozostaje czekać na młode, te pojawiają się po dwudziestym maja. Ptaki obserwują państwo Miciakowie, którzy zafascynowali się życiem bocianów.
- Pierwsza budowla, jaką wykonałem na zakupionej dziesięć lat temu działce to był właśnie słup dla bocianów - mówi Zbigniew Miciak, mieszkaniec Wegierska, zawodowo kapitan pożarnictwa. - Odkupiłem stary słup energetyczny, a na jego wierzchołku, dzięki pomocy sąsiada, zrobiłem specjalny stelaż pod gniazdo. Później przez cztery lata czekaliśmy z żoną aż się znajdzie bocian, który się tu osiedli.
Zbigniew Miciak nawet usytuowanie budowanego później domu uzależnił od bocianów. Taras miał być na wprost gniazda. Dzisiaj nie tylko na widoku poprzestaje. Zdążył się zaprzyjaźnić z bocianami, a gdy trzeba - niesie im pomoc.
Kajtek - wyrzucony z gniazda
Każdego roku w gnieździe pojawia się pięć młodych. Najczęściej dwa lub trzy zostają z niego wyrzucone i ich los jest przesądzony. Jednak w zeszłym roku jeden z nich miał więcej szczęścia. Spadł i przeżył. Znaleziony na trawniku, został przygarnięty i odchowany. Tak zaczęła się przygoda z Kajtkiem.
- Odchowaliśmy go, bo nie miał innej szansy, aby przeżyć - wspomina Zbigniew Miciak. - Gdy przyniosłem go do domu, żona zaczęła od karmienia. Gdy zainteresował się jedzeniem, wiedzieliśmy, że warto spróbować. Potem były rybki, żabki i inne przysmaki.
Na tarasie gospodarze ustawili wiklinowy kosz, w którym zamieszkał Kajtek. Dzięki nim przeżył, a wszystkim dostarczył niemało radości. Odleciał nieco później niż inne bociany, ale przygoda skończyła się wraz z nadejściem końca lata. Tegoroczne przyniosło jednak nowe doświadczenia związane z bocianami.
Razem na ryby
- W tym roku w gnieździe zostało aż pięć młodych i żaden nie został wyrzucony - wyjaśnia Zbigniew Miciak. - Zauważyłem, że zaczynają głodować.
Dlatego postanowił im pomóc. Na swojej działce ma zarybiony staw. Codzienne łapał małe rybki, które przynosił bocianom. Tak rozpoczął się jego urlopowy obowiązek. Jak zawsze pomagała mu żona. Teresa Miciak, nauczycielka z Golubia-Dobrzynia, podziela te same pasje. Postanowili wspierać swoje bociany. Młode z tegorocznego przychówku były wyjątkowo śmiałe, zaczęły podchodzić do osób, które je karmią. Z czasem bardzo się przyzwyczaiły.
- Susza w tym roku spowodowała, że ptakom trudniej było cokolwiek znaleźć w trawie na łące - mówi pan Zbigniew. - Gdy zacząłem chodzić na rybki, bociany szybko zauważyły, że to dla nich. Z czasem zaczęły mi towarzyszyć. Traktowały mnie jak żywiciela rodziny. I tak codziennie przez miesiąc. Żona również wędkuje, więc bocianom rybek nie zabrakło. W końcu wszyscy odwiedzający nas znajomi obowiązkowo brali wędki i ruszali na ryby dla bocianów.
Bociany odkarmione przez państwo Miciaków w zeszłym tygodniu odleciały. To zwiastun końca lata. Jednak Miciakowie wiedzą, że za osiem miesięcy znowu nad ich domem pojawi się bocian. Co przydarzy się za rok?