Paweł Piotrowski rycerski pas odebrał rok temu z rąk hetmana Pagińskiego. Tak, jak sobie wymarzył. Choć nie, wróć. Przecież kiedyś wcale nie marzył, że zostanie rycerzem. W ogóle nie wiedział, że są rycerze, sądził, że to przeszłość bezpowrotnie miniona.
Współczesnych rycerzy, jak potocznie mówi się o wszystkich wojownikach, najłatwiej znaleźć w internecie. Bractwa, chorągwie, a także Kapituła Rycerstwa Polskiego mają swoje strony. Spotkać zaś rycerzy można równie dobrze na klatce schodowej w bloku, jak i wśród kolegów z pracy.
Z rąk hetmana
Paweł Piotrowski ma 30 lat, pracuje w hurtowni. Jego koledzy wiedzą, że należy do bractwa. Ale czy wiedzą, że jest pasowany? Nie chwalił się.
Dlaczego chciał być rycerzem? Pytanie, na które nie umie odpowiedzieć. Bycie rycerzem nie zaczyna się, gdy ktoś dostaje pas i ostrogi, ale wtedy, gdy decyduje, że chce nim być.- Jeszcze przed pasowaniem zadałem sobie pytanie, czy chcę? Rycerz niby fajna sprawa, ale to duża odpowiedzialność przed samym sobą i innymi. Kredyt zaufania, że jest dojrzały na tyle, by przestrzegać zasad, które są w Regule Rycerskiej.
Mierzył wysoko. Podczas któregoś spotkania w Sztumie powiedział, że jeśli kiedyś miałby być pasowany to tylko przez hetmana Pagińskiego. Od tego się zaczęło, myśl zakiełkowała. Arkadiusz Dzikowski, namiestnik prowincji pruskiej, podjął się wówczas przygotować kandydata. Po roku spotkań, rozmów Hetman Wielki Kapituły Rycerstwa Polskiego Tadeusz Pagiński założył Pawłowi pas i ostrogi. To był rok temu, podczas uroczystości w bydgoskiej konkatedrze. Pierwsze tu od wieków pasowanie.
Dołączył do grona rycerzy, których jest w Polsce kilkuset.
Przyszedłem, zobaczyłem, zostałem

W klimacie ulubionej Trylogii: Ala Sommer strzela ze wschodniego łuku
(fot. Archiwum domowe Alicji Sommer)
Piotrowski jest kasztelanem Bractwa Rycerskiego Kasztelanii Bydgoskiej. Zaczęło się od tego, że trenował szermierkę. Brat powiedział, że w Myślęcinku ma być turniej rycerski. Mogliby pojechać i zobaczyć. - Właściwie, mógłbym się zapisać, pomyślałem, jak zobaczyłem. I się zaciągnąłem.
Do bractwa należy też Filip Gałązka i Alicja Sommer. Filip do średniowiecznego rycerstwa trafił prosto z II wojny światowej - na uczelni (studiował historię na Akademii Bydgoskiej) dowiedział się od kolegi, że w Myślęcinku spotyka się bractwo rycerskie. - Poszedłem z ciekawości, popatrzyłem i zostałem. II wojna poszła w kąt. Walczy mieczem, toporem.
Ala zakochana była w epoce, którą opisywał Sienkiewicz, chciała trenować szablę, bo Wołodyjowski... Napisała w końcu pracę magisterska poświęconą współczesnemu ruchowi rycerskiemu, pracuje nad doktoratem. Ma podopieczne, dwie Asie, dla których jest opiekunką.
Arnika Jaroch (studiuje na ostatnim roku pielęgniarstwa) zawsze marzyła, by ćwiczyć szermierkę. Brat jej powiedział, by poszła tam, gdzie on, do bractwa rycerskiego. To była Kasztelania. Poszła i już wiedziała, czego chce: nauczyć się walczyć mieczem półtoraręcznym (tak się nazywa, bo można trzymać go oburącz albo jedną ręką). - Młode dziewczyny przychodzą nie tyle z pasji, ale najczęściej, by poderwać rycerza. Duża grupa interesuje się szyciem, rzemiosłem, część muzyką, najmniej - szermierką.
Po pięciu latach stażu nie tylko opanowała fechtunek, ale i poznała męża, Tomka. On też znalazł kiedyś ogłoszenie o pokazie bractwa rycerskiego. Studiował wychowanie techniczne, ale interesowała go historia. Tylko znacznie późniejsza, jednak na pokaz poszedł. To było Bractwo Świętego Marcina. Z niego później wyłoniła się Kasztelania, a od niej odłączył Maximus.
Takim sposobem znaleźli się w czymś, czego istnienia wcześniej nawet nie podejrzewali.
Pączkują chorągwie, bractwa, roty
Od lat 60. ubiegłego wieku ruch rycerski rósł w siłę we Francji, Włoszech, Anglii, Niemczech. W Polsce na zamku w Golubiu-Dobrzyniu, nieżyjący już kasztelan Zygmunt Kwiatkowski, w 1977 roku zorganizował pierwszy turniej rycerski. Tak się podobno zaczęło. A na dobre rozkręciło w latach 90.
W Polsce jest kilkaset bractw, dokładnie nie wiadomo ile. Do wielkiej księgi Roberta Bagrita zgłosiło się ponad 460, ale to nie wszystkie. W Bydgoszczy jest kilka, także po sąsiedzku: w Chełmnie, Świeciu, Inowrocławiu, Koronowie.
Są już i takie, które przerodziły się w firmy i pokazami zarabiają na życie.
Marzenia zderzone z rzeczywistością
Arnika Jaroch w średniowiecznym stroju
Spotykają się na inscenizacjach bitew (pod Grunwald co roku zjeżdża 2 -3 tysiące uczestników, także z zagranicy), na turniejach, zlotach w kraju i za granicą. Mieszkają pod namiotami, gotują na ognisku. - Po tygodniu najbardziej tęskni się do prysznica - nie ukrywa kasztelan Paweł Piotrowski.
Bitwy, turnieje i festiwale (sezon zaczyna się w maju i do końca września jest gdzie jeździć w Polsce i nie tylko) to okazja do spotkań, dyskusji, wymiany informacji. Kto co nowego wyczytał, do jakich źródeł dotarł. Podpatrują ubiór i uzbrojenie, oceniają. Porównują sploty tkanin, wzory na guzikach, potrafią sprawdzać, czy szew sukni jest w odpowiednim miejscu.
Filip Gałązka: - Boom na bractwa był parę lat temu, powstawały jak grzyby po deszczu. Potem zajęła się nimi niewidzialna ręka rynku, nie dla wszystkich starczyło zaproszeń na pokazy, a trzeba jakoś zdobyć pieniądze. Więc część istnieje wyłącznie dla przyjemności dwóch - trzech osób. Ale są i takie, które rozwinęły się w prężne firmy, które zarabiają pokazami.
Rycerze przyciągają młodych, uczniów, studentów i niewiele starszych. - Później proza życia dobija - mówi Tomasz Jaroch, kierownik rozdzielni listowych na poczcie. Do niedawna kierował Maksimusem, teraz pałeczkę przekazał młodszemu. - Trudniej pogodzić pracę z systematycznym treningiem, wyjazdami. Choć można spotkać i czterdziestolatków, którzy już całymi rodzinami jeżdżą na turnieje. Filip dorzuca: - Ludzie przychodzą z marzeniami i zderzają się z rzeczywistością. Musisz mieć strój, który odpowiada twojemu statusowi, a to kosztuje. Potrzebnych jest kilka kompletów, do tego wyposażenie. To pochłania duże pieniądze.
Zbroja - zrób to sam
Żeby oszczędzić na kosztach, wiele rzeczy robi się samemu. U Ali Sommer za biurkiem stoi zbroja kolcza. Kolczugę (waży 11 kg) i misiurkę Ala zrobiła sama. Wkręciła w nią z 20 tysięcy kółeczek o średnicy 8 mm. - Kupuje się drut gwoździowy, skręca w spiralę, tnie, przewleka w specjalny sposób jedno przez drugie i zagina. Trwało to kilka miesięcy. - Gdyby przysiąść od rana do wieczora, powinny wystarczyć trzy tygodnie.
U Jarochów gości wita kirys na specjalnym stelażu, hełm. Tego blaszanego napierśnika Tomasz sam nie wykuł. - Nie miałem takiego dużego kowadła. Ale bigwanty to już jego dzieło. Osłaniają kolana i nogi. Ruchome części blachy zachodzą na siebie i nie ma miejsca, gdzie przeciwnik mógłby zranić.
Gdyby chcieć hobby przeliczyć na złotówki, to pełna zbroja kosztuje około 3 tysięcy złotych, miecz średniej kasy zaczyna się od 400, łuk podobnie, strzały w granicach 10-30 zł, topór 200. Skromny namiot na dwie osoby i sprzęt to około 1500 złotych.
Jeśli ktoś myśli, że kobietę można ubrać taniej, grubo się myli. - Dobra suknia dworska jest warta tyle, co zbroja, około 2 tysięcy - mówi Jaroch.
Uwaga na dublet
Dublet, suknie, peleryny - czyli Wiesława Sommer pokazuje dzieło swoich rąk
Pierwsza suknię dworską Ali Sommer uszyła jej mama, Wiesława. Turniej tuż-tuż, a żeby wziąć udział, potrzebny był strój z epoki. Suknia powstała błyskawicznie, ważne, żeby "była w stylu".
Dziś sukien Ala ma kilka, dworskie i codzienne, do każdej suknia spodnia, do tego płaszcz albo peleryna, czepki. Wszystko to dzieło mamy.
Wiesława Sommer, z wykształcenia inżynier elektronik, szyć lubi i ani się obejrzała, jak została "nadwornym" krojczym Kasztelanii. Obszyła drużynę w jednakowe tuniki herbowe, gdy Paweł Piotrowski przyjmował pas rycerski, szyła dla niego, dla Filipa. Demonstruje spodnie i dublet (trzeba uważać, jak co się nazywa, nie można powiedzieć "kaftan"), córki piękną pelerynę z czarnej wełny. Tu wykończenie futerkiem, tam delikatne hafty złotą czy srebrna nitką.
Średniowiecze z Internetu
Ala wydrukowała z Internetu poradnik "Średniowieczny krawiec" z wykrojami. Wiesława Sommer studiuje albumy malarstwa i rzeźby gotyckiej, podpatruje, jak układają się rękawy, jak krojone są koszule. Historyczne filmy ogląda na zasadzie stop-klatka. Kilka razy to samo, żeby podejrzeć, jak coś jest uszyte. Tak oglądała Krzyżaków, na innym filmie w kinie była trzy razy. O czym był - nie ma pojęcia, stroje pamięta znakomicie. No i już wie, że na filmy trzeba uważać, bo nie wszystko zgadza się z epoką.
I tak jak ona ma w segregatorach powpinane wzory i wykroje, tak Tomasz Jaroch w foliowe koszulki starannie zapakował przedruki oryginalnych wydań traktatów Johannesa Liechtenauera o sztuce walki rycerskiej, spisane przez jego uczniów. Są ryciny postaw, pchnięć, chwytów. Dużo można znaleźć w Internecie... Biedzą się teraz ze szwagrem i żoną nad tłumaczeniem ze staroniemieckiego, z angielskiego. Tekst napisany "dla wtajemniczonych". Bez znajomości słów-kluczy zrozumieć tego się nie da.
Kręgi honorowe i uczciwe
Wokół ruchu rycerskiego rozwinęli się rzemieślnicy. Od broni wszelakiej, biżuterii, elementów metalowych, haftów, butów, wyrobów skórzanych, są płatnerze, specjaliści od pancerzy kolczych. Warsztatów nie zliczysz.
Tomasz, właściciel firmy ToKa, z zawodu jest jubilerem, ale jak tylko skończył naukę wiedział, że bardziej interesuje go metaloplastyka. Zabrał się za robienie znaczków, medali. - To raczej rycerze mnie znaleźli, a nie ja ich. Dla bractw robi guzy, pieczęcie w sygnetach, pierścienie, spinki, ostrogi. - Przynoszą mi wzór, jak rzecz ma wyglądać, a ja się staram, żeby byli zadowoleni. Zdobył nawet podręcznik "Dawne złotnictwo", by poznać techniki dziś zapomniane, a dla niego jak znalazł! - Praca nie daje dużego dochodu, ale jest bardzo satysfakcjonująca - nie ukrywa. I komplementuje bractwa: - Ludzie z tych kręgów są bardzo honorowi, uczciwi. U nich nigdy się nie zdarzyło, że nie zapłacili.
W głowach poukładane
Ubiór, treningi (trzeba mieć kondycję, by nosić na sobie 30 kilogramów zbroi i jeszcze w tym walczyć), wiedza - to wszystko jest ważne, ale to przecież nie koniec.
Bractwa starają się młodym przekazać coś więcej, niż tylko sposób na spędzenie wolnego czasu. - Do Maksimusa przychodzą kilkunastoletni chłopcy - opowiada Jaroch. - Uczymy ich zwyczajów, reguł. Zanim dostaną do ręki palcaty, trzeba im w głowach poukładać. Poukładać, że sztuki, której się uczą, nie wykorzystuje się w bójce w szkole czy na ulicy.
A on, Tomasz Jaroch, do tych reguł jak się ma? - Staram się w miarę możliwości stosować do prawideł uznawanych za rycerskie, być sprawiedliwym dla kolegów, szanować kobiety, być uczciwym człowiekiem.
No więc może to być zabawa, historyczny teatr, z którego wraca się do domu i zapomina o tym, co było ważne jeszcze przed chwilą. Można regułę rycerską nosić w kieszeni, jak Paweł i mówić: - Jak się decyduję, to jestem rycerzem zawsze i wszędzie. W Bydgoszczy czy na Hawajach, tak samo godnie trzeba się zachowywać.