https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Z wiatrem w zawody

Tekst i zdjęcia Marek Chełminiak
Niemiecki balon Peera Wittiga nad wsią Klamry
Niemiecki balon Peera Wittiga nad wsią Klamry Marek Chełminiak
W piątek i sobotę niebem nad okolicami Chełmna zawładnęli baloniarze i paralotniarze, uczestniczący w jedynych w Polsce Zimowych Międzynarodowych Zawodach Balonowo - Paralotniowych.

     **Tym razem do podchełmińskiego Starogrodu, gdzie mieści się baza zawodów, przybyło 9 załóg balonowych i 14 paralotniarzy, głównie z Polski Niemiec i Litwy, z Surkusem Gintarasem, balonowym wicemistrzem świata na czele. Zawodnicy startują rano i późnym popołudniem, kiedy wiatr jest najspokojniejszy.
     
Odprawa przed startem
     Jak zwykle przed startem wszyscy zawodnicy i pasażerowie biorą udział w obowiązkowej odprawie.
     - Dziś, na prośbę zawodników, którzy chcą polecieć nad dachami Chełmna, startujemy ze Starogrodu. Na małej wysokości wiatr poniesie nas dokładnie nad miastem, ale uwaga - wyżej wyraźnie skręca i może ponieść nas daleko w bok. Najlepszy teren do lądowania na kierunku lotu znajduje się w okolicy Nowej Wsi Chełmińskiej. Bardzo proszę nie lądować w pobliżu miejscowości (tu pada nazwa nadwiślańskiej wsi), gdzie mieszkają potomkowie rodzin powojennych repatriantów z kresów wschodnich, którzy bardzo nie lubią jak coś spada z nieba na ich ziemię. Kilka lat temu zaatakowano tam i próbowano pobić jedną z lądujących załóg, choć jej balon nie wyrządził żadnych szkód. Dlatego radzę o tym pamiętać - ostrzega Ryszard Kurowski, dyrektor sportowy zawodów i wtórujący mu Piotr Górny, szef Polskiej Organizacji Lotniczej, który zostaje "lisem". Jego zadaniem jest jak najszybsze oddalenie się od grupy lecących balonów, wylądowanie i wyłożenie celu, w który pozostali zawodnicy mają trafić specjalnymi rzutkami. Wygrywa ten, który rzuci najbliżej.
     Karsten Funk z Niemiec nie ma dziś dobrego humoru. Poprzedniej nocy, gdy jechał na zawody przez Bydgoszcz, został na jednym z rond potrącony przez jadącą z nadmierną prędkością taksówkę. Ma żal do policjanta z bydgoskiej drogówki, który, nie znając niemieckiego, nie dał ani jemu, ani jadącemu za nim drugiemu kierowcy niemieckiemu, szans na wytłumaczenie, że to nie on był sprawcą zderzenia, tylko od razu uznał go winnym zajścia. Dlatego rozkładanie balonu i napełnianie go powietrzem, idzie mu bardzo wolno. Gdy kończy, inni są już dawno w powietrzu. Wreszcie zaprasza do kosza i startujemy.
     
Oszałamiająca panorama
     Rozgrzany balon momentalnie unosi się do góry i za chwilę zza wysokiej skarpy, jak na potężnym kinowym ekranie, wyłania się oszałamiająca panorama zimowego Chełmna. W tym momencie Karsten zapomina o przeżyciach poprzedniej nocy, na jego twarzy pojawia się szeroki uśmiech. Chwyta aparat fotograficzny i zaczyna robić zdjęcia, przepływającego pod nami miasta. Nagle balon prawie zahacza o dachy domów. Wtedy Karsten szybko włącza gazowe palniki i ogrzewa wypełniające powłokę powietrze. Gwałtownie podnosimy się w górę. Ta sytuacja powtarza się kilkakrotnie, ale nie ma czasu na strach, bo uwagę absorbują widoki - są niepowtarzalne.
     
Zaproszenie na pole
     **Za Chełmnem nasz pilot odkłada aparat i mamy okazję obserwować pokaz jego mistrzowskiego pilotażu. Szybko zbliżamy się do drugiego niemieckiego balonu, pilotowanego przez Peera Witinga. Teraz widać dokładnie, że lot balonem przypomina, jak mawia Piotr Górny, żeglowanie w trzech wymiarach, a poprzez unoszenie i opadanie balonu pilot wyszukuje odpowiedni kierunek wiatru, który najczęściej zmienia się z wysokością. Gdy jesteśmy tuż nad ziemią, słyszymy nawet głosy wołających nas z dołu ludzi. Szczególnie miło jest nad miejscowością Klamry, gdzie mieszkańcy zapraszają nas do lądowania na swoim polu. Dziękujemy i lecimy dalej.
     Zapada zmrok, nogi marzną. Dlatego tuż przed Nową Wsią Chełmińską Karsten zaczyna szukać odpowiedniego miejsca do posadzenia balonu na ziemi.
     W tym momencie starym uczestnikom chełmińskich zawodów przypomina się historia sprzed kilku lat, gdy jednego z pilotów, zresztą mieszkańca naszego regionu, dopadł podczas lotu rozstrój żołądka, połączony z biegunką. Na nieszczęście, leciał wtedy nad terenem z dużą ilością napowietrznych linii energetycznych oraz telekomunikacyjnych i nie miał gdzie wylądować. Biedak ów straszne przeżywał katusze, a gdy wreszcie pod Chełmżą znalazł wreszcie kawałek pola bez drutów, zaczął sterować w dół tak szybko, że załoga nieźle się przestraszyła. Gdy dotarli do ziemi, nasz bohater nie czekał aż powłoka balonu położy się na rżysku, tylko wyskoczył i wreszcie na środku pola zdążył zrzucić portki. Pech chciał, że biegnącą obok drogą akurat jechała kobieta na rowerze. Z wrażenia ledwo opanowała swój pojazd...
     My na szczęście takich problemów nie mamy, ale pojawiają się inne. Tuż nad ziemią zrywa się wiatr i gondola zamiast spokojnie osiąść na polu zaczyna płynąć do przodu, uderza o zmarznięte grudy i kamienie. Niewiele pomagają przykurczone nogi i trzymanie się brzegów kosza - wstrząsy są tak mocne, że boleśnie obijamy się o ściany gondoli. Jednak po chwili balon wreszcie nieruchomieje i można wysiadać. Trzeba jeszcze zwinąć powłokę i przenieść całość do najbliższej drogi, gdzie wkrótce nadjeżdża samochód Karstena z przyczepą na balon.
     Niestety nie było nam dane wziąć udziału w pogoni za "lisem", ponieważ niemieccy piloci potraktowali udział w zawodach krajoznawczo i raczej nastawili się na podziwianie z powietrza Chełmna oraz Zespołu Parków Krajobrazowych Chełmińskiego i Nadwiślańskiego. Mistrzami, najlepszymi zawodnikami i wielbicielami pogoni za "lisem" okazali się Litwini, z niepokonanym Surkusem Gintarasem na czele, którzy zajęli wszystkie czołowe lokaty w chełmińskich zawodach. Honor Polaków uratował Piotr Górny, który zajął drugie miejsce.
     

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska