- Recepty nieczytelne należy uznać za nieprawidłowe, a takie nie podlegają refundacji - uznał Sąd Najwyższy.
Czy więc chorych odcina się od leków refundowanych? Szacuje się bowiem, że na nie wystawia się ponad 90 proc. recept.
W 2008 r. kujawsko-pomorski oddział Narodowego Funduszu Zdrowia zakwestionował aptekom, które ponoszą konsekwencje finansowe niedbalstwa medyków, ponad 10 tys. recept. To dało 161 tys. zł (wraz z odsetkami). W tym roku suma ta przekroczyła już 240 tys. zł.
Podobnie robią pozostałe oddziały NFZ. Dlatego właściciel kilku aptek z Dolnego Śląska wytoczył proces tamtejszemu oddziałowi. Przegrał. Wydawałoby się, że orzeczenie Sądu Najwyższego nie pozostawia wątpliwości.
Mają je jednak farmaceuci.
- Sąd ustosunkował się do konkretnego przypadku, chodziło o nieczytelne imię i nazwisko chorego. Nieczytelność nie jest jednak jasno określona. Dla kogo recepta powinna być czytelna? Moim zdaniem dla farmaceuty. Kontrolujący przecież zawsze może powiedzieć, że według niego jest inaczej - irytuje się Piotr Chwiałkowski, prezes regionalnej izby aptekarskiej. Jego zdaniem wadliwe są przepisy dotyczące recept. - Chory ma prawo do leków refundowanych i nie powinien martwić się tym, czy lekarz dobrze mu wypisał receptę - mówi.
Na dodatek resort zdrowia pracuje właśnie nad nowym, jeszcze bardziej restrykcyjnym, rozporządzeniem. Farmaceuci są mu przeciwni, o czym już poinformowali minister Ewę Kopacz.
Jeśli nowe zasady weszłyby w życie w proponowanej formie, to obowiązek dopilnowania lekarza spocznie na pacjencie. Aptekarz nie będzie miał bowiem prawa (tak, jak to jest teraz w niektórych przypadkach) poprawiania błędów na recepcie. Pacjent albo więc wróci do przychodni po nową receptę, albo za lek refundowany zapłaci 100 proc. ceny.
Piotr Chwiałkowski przyznaje, że pacjenci nie są w stanie zorientować się, czy recepta jest dobrze wypisana. - Wpływa na to zbyt dużo elementów - mówi.