- Spełniłem jego prośbę – powiedział krótko oskarżony przed Sądem Okręgowym w Białymstoku. - Żałuję. Więcej bym tego nie zrobił.
Rogienice Wielkie: Tragiczny wypadek na DK 63. Samochód osob...
We wtorek ruszył proces. Karol K. przyznał się do zabójstwa. Wyjaśniać ani odpowiadać na pytania jednak nie chciał.
Do zdarzenia doszło w podhajnowskiej wsi Lipiny. Oskarżony to 36-letni Karol K. Tragicznego dnia 30 października 2017 r. brał udział w zakrapianej alkoholem imprezie w domu ofiary.
Więcej: Zabił "z miłości". Najbliższe 25 lat spędzi w więzieniu
Partnerka S. wyprowadziła się rok wcześniej. Zabrała dwoje dzieci. Zamieszkała w Hajnówce. 41-latek załamał się. Miał się żalić gościom, że z powodu zawodu miłosnego myśli o samobójstwie. Ale nie ma odwagi, żeby odebrać sobie życie.
W pewnym momencie mężczyzna przyniósł do pokoju karabin Mauser 98 po dziadku.
- Zapytał, czy ulżę jego cierpieniom. Wiedziałem, o co mu chodzi. Już od około roku cały czas mówił, że chce skończyć ze sobą. Chciał, aby ktoś mu w tym pomógł. Kilka razy pytałem, czy na pewno chce. On odpowiedział - na pewno – relacjonował K. wydarzenia z tragicznego dnia. – Chciał, żeby ktoś go zastrzelił z broni, którą ma. Raz a skutecznie. Nie chciał męczyć się w szpitalu.
Potwierdzili to w swoich zeznaniach inni uczestnicy imprezy.
- Mówił, że nie potrafi sobie sam strzelić w łeb. Jak jesteśmy jego kolegami, to moglibyśmy mu pomóc, bo on się męczy na tym świecie – mówił w śledztwie kolega ofiary. – Zaczęło się robić poważnie, więc próbowaliśmy jakoś rozładować atmosferę. Próby zmiany tematu nie przyniosły rezultatu.
Rozmowę z Marianem S. kontynuował jedynie Karol K. To on wziął broń do ręki. Siedział na kanapie. Przeładował Mausera. Wymierzył lufę w Mariana kucającego przed nim na podłodze.
- Celowałem z bliskiej odległości. To jest około 2-3 metrów. Mierzyłem w głowę. Nacisnąłem spust. Padł strzał – wyjaśniał prokuratorowi Karol K. – Rozerwało mu tył głowy. Mózg wypadł na podłogę. Jego szczątki były w całym pokoju.
Jeden z biesiadników zeznał, że wcześniej próbował stanąć na linii ognia. Odwrócił się na chwilę. I było już za późno.
- W pewnym momencie usłyszałem wystrzał. Potworny huk, lecące wszędzie mięso – powiedział 37-latek.
Wszyscy biesiadnicy zaczęli krzyczeć, wybiegli z domu do sąsiadów. W pierwszej kolejności, chcieli przedstawić wersję o samobójstwie Mariana S.
Tymczasem oskarżony ukrył broń na posesji, w trocinach pod wiatą. Wrócił do domu S. Zapalił papierosa. Po wyjściu na zewnątrz czekała na niego już policja i pogotowie. Karol K. próbował uciekać. Ale został zatrzymany.
– Pomyślałem, że spełnię jego prośbę. Nie byłem świadom konsekwencji. A teraz jest tak, że on ma spokój, a my wszyscy dookoła zaj... problem - podsumował Karol K.
Wciąż pozostaje w tymczasowym areszcie. Za zabójstwo grozi mu kara co najmniej 8 lat więzienia.
Oskarżony był w przeszłości karany m.in. za stosowanie przemocy i gróźb karalnych wobec funkcjonariusza publicznego, za co ponad 6 miesięcy spędził za kratami. W procesie odpowiada w warunkach recydywy.
- Znałem Mariana od 20 lat. On i Karol to byli moi przyjaciele. Nie potrafię sobie na ludzki sposób wytłumaczyć, co się wydarzyło. Nie było żadnej awantury – zeznał na pierwszej rozprawie kolega ofiary i oskarżonego.
Sąd przesłuchał wczoraj trzech świadków. Dopytywał ich m.in. o kondycję psychiczną Mariana S. Znajomi ofiary zeznali, że mężczyzna - owszem - był załamany rozstaniem. Z drugiej jednak strony na co dzień bardzo dobrze sobie radził. Miał swój zakład stolarski, dobrą pracę, plany na przyszłość. Był raczej osobą pozytywną.
Kolejna rozprawa 28 lutego.