Problemy pani Agnieszki rozpoczęły się w styczniu 2006 roku, gdy spłonął jej sklep, w którym od marca 2005 r handlowała artykułami zielarsko-medycznymi. Nie była ubezpieczona. Straciła około 50 tys. zł. W tym dotację, jaką otrzymała z Powiatowego Urzędu Pracy w Świeciu. Mowa o 14 tys. zł, które miały jej ułatwić rozkręcenie własnego interesu. Jednym z warunków umowy podpisanej z PUP było prowadzenie działalności przez minimum rok. Wkrótce po nieszczęśliwym o tym co się stało poinformowała Mirosławę Pierykę, pełniącą wówczas obowiązki dyrektora PUP w Świeciu. Ta miała jej doradzić, aby dalej opłacała ZUS i składała comiesięczne deklaracje w urzędzie skarbowym. Tak też postąpiła. Miało ją to ustrzec przed obowiązkiem zwrotu dotacji. Interes zamknęła w maju 2006 roku. Aby spłacić długi, wyjechała za granicę. Okazało się jednak, że jej problemy związane z własną działalnością nie skończyły się. Pod koniec 2006 roku otrzymała pismo zobowiązujące ją do zwrotu 14 tys. zł. Kontrola skarbowa doszukała się nieprawidłowości w finansach PUP. Rzecznik dyscypliny finansów publicznych zwrócił się do Regionalnej Izby Obrachunkowej o ukaranie Mirosławy Pietryki, która w ocenie kontrolerów miała dopuścić się zaniedbań. Chodziło o to, że nie dochodziła należności z tytułu funduszu pracy, jakie winna była pani Agnieszka. Ostatecznie sprawę umorzono. Mirosława Pietryka odeszła jednak z urzędu. Na stanowisku zastąpił ją Adama Ruciński, w oceni którego właścicielka sklepu nie dotrzymała warunków umowy, co wyraźnie wskazał urząd skarbowy. Sprawa trafiła do sądu. W pierwszej instancji PUP przegrał ją. - I na tym, ze względów społecznych, należało zakończyć tę sprawę - przekonywał podczas sesji Szczepan Nowakowski, który wraz z innymi członkami komisji rewizyjnej rozpatrywał pismo jakie trafiło do Rady Powiatu.
Dyrektor urzędu pracy odwołał się od wyroku. Sąd Okręgowy w Bydgoszczy, po ponownym przeanalizowaniu dokumentów, wydał orzeczenie korzystne dla PUP. Nakazał pani Agnieszce zwrot 14 tys. wraz z odsetkami. Od tamtej pory kobieta wszędzie szukała pomocy. Jej ostatnią deską ratunku miała być Rada Powiatu. Wśród radnych przeważała opinia, że mimo niekorzystnego wyroku, który zdołał się już uprawomocnić, dyrektor PUP-u powinien spojrzeć na ten przypadek bardziej łaskawym okiem. - Choćby po to, aby nie zniechęcać innych do korzystania z tego typu dotacji - podkreślał radny Maciej Górski.
Zaginione dokumenty
Ważną kwestią było również to, co znalazło się w dokumentach pokontrolnych z 2006 roku? Cześć papierów, o których radni dowiedzieli się dopiero wczoraj, zaginęła. Być może sprawa w najbliższych tygodniach znajdzie swój finał. W najbliższym czasie ma się ponownie odbyć spotkanie, w którym wezmą udział: radni z komisji rewizyjnej, dyrektor PUP, właścicielka spalonego sklepu. Przepisy dopuszczają możliwość umorzenia wspominanej kwoty.