Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zamiast na bunt czekajmy na wakacje

Jacek Deptuła [email protected]
Protest musi być głośny  i widoczny, żeby trafić do  głównych wydań informacji w tv. Droga krajowa nr 22 pod Chojnicami
Protest musi być głośny i widoczny, żeby trafić do głównych wydań informacji w tv. Droga krajowa nr 22 pod Chojnicami Aleksander Knitter
Według Polaków na zdobycie pozycji w kraju największy wpływ mają znajomości, później dopiero kwalifikacje zawodowe - wreszcie zamożność rodziców. Wykształcenie jest dopiero na szóstym miejscu.

Lekarze, górnicy, rolnicy, nauczyciele, frankowicze. Ruch Oburzonych, przeciwnicy ustawy o GMO, a nawet armatorzy kutrów do wędkarstwa morskiego, którzy dwa tygodnie temu zablokowali drogę S-6 koło Sławna - protestują przeciw limitom połowowym.
Michał, 31-letni pracownik fizyczny fabryki słodyczy, magister zarządzania: - Bunt? Pan żartuje, mam na pysku kaganiec kredytu. We frankach. Zarabiam 1600 złotych na rękę, jak jest dobry miesiąc to 2000 - muszę siedzieć cicho. I tak mam szczęście, że jestem na etacie. Jedyna frajda, jak z kolegą podajemy skrzynki mówiąc: "Proszę panie magistrze", "Dziękuję panie magistrze".

Czytaj: Rolnicy o przyczynach protestu i oczekiwaniach wobec rządu [wideo]

Katarzyna, absolwentka pedagogiki, 29 lat: - Miesiąc temu odeszłam z kancelarii finansowej. Właściciel płacił mi około 800 złotych legalnie i drugie tyle pod stołem, ale na lewo krótko. Pracowałam już w kilku firmach - na śmieciówkach i na czarno. Mama wzięła na siebie mój kredyt. Mieszkam z chłopakiem w kawalerce, którą spłacimy w 2039 roku. Dzieci? Pan żartuje!
Iza, panna, magister filologii polskiej, 37 lat, syn chodzi do czwartej klasy. Mieszka z ojcem emerytem. Kierowniczka działu w "Biedronce": - Pan chyba kpi, jakby pan przewalił dziennie parę ton towaru, to odechciałoby się panu protestów.

Kamil, absolwent liceum, 25 lat, były agent ubezpieczeniowy, były kierowca TIR, były sprzątacz peronów PKP, na czarno remontował mieszkania: - Złapałem świetny kontakt w Londynie. Kolega mówi, że tam praca leży na ulicy. I ja mam powiedzieć żonie, że wyjdę na ulicę, jak się zaczną protesty? Wolę je obejrzeć w brytyjskiej telewizji.

Jaki wpływ na zdobycie wysokiej pozycji w Polsce mają znajomości? - takie pytanie zadali ankieterzy CBOS. Sześćdziesiąt procent odpowiedziało, że mają. Duży.

Nikt nie wierzy w rewoltę
Czy trwające w Polsce protesty rozleją się na cały kraj? A może grozi nam druga rewolta na wzór solidarnościowej z 1980 roku albo bunt młodych? W ubiegłym roku liczba bezrobotnych do 35. roku życia zbliżyła się do pół miliona. Ale z ostatnich badań CBOS wynika, że bardziej realny jest bunt starszych związany ze zmianą systemu emerytalnego. Ponad połowa Polaków (52 proc.) i tak nie wierzy w masowe protesty młodego pokolenia. Częściej deklarują chęć oporu starsi respondenci - zazwyczaj ci, którzy mają na utrzymaniu dzieci i opiekują się sędziwymi rodzicami. Co drugi badany przyznaje, że żyje się wprawdzie lepiej niż dwie dekady temu, ale perspektywy młodych są dużo gorsze niż ich rówieśników w latach 90.

Jan Rulewski, weteran pierwszej Solidarności, dziś senator z list PO nie wierzy, że obecne strajki i protesty rozleją się na cały kraj: - W PRL było jasne - mieliśmy jednego pracodawcę, którym było państwo określające wszystkie reguły gry. I była druga strona, czyli pracownicy państwowych firm. Wszyscy mieli mniej więcej tyle samo. Dziś społeczeństwo jest ogromnie zróżnicowane, choćby od strony majątkowej. W PRL pracodawcy można było przyłożyć pistolet strajkowy do głowy, którego rząd się bardzo bał. A dziś komu - rządowi? Właścicielowi 20-osobowej firmy? Szwagrowi, u którego się pracuje? Do tego dochodzi mieszczańska zachowawczość i strach przed zmianami.

Pozostaje więc tylko parę grup zawodowych i korporacyjnych - górnicy, lekarze czy rolnicy - którzy w swej masie są w stanie coś dla siebie wywalczyć.
Profesor socjologii toruńskiego UMK Andrzej Zybertowicz także wątpi w wybuch jakiejś rewolty: - Badania statystyczne od 2008 roku, czyli od chwili wybuchu kryzysu pokazują, że liczba osób uczestniczących w demonstracjach w Niemczech, Francji, Grecji, Hiszpanii i we Włoszech jest znacząco wyższa aniżeli w Polsce. Prawdopodobnie wynika to z niewiary społeczeństwa, że opór społeczny może dać jakiś efekt.
Jest wiele teorii mówiących o przesłankach zbliżającej się rewolty. Według Marksa dochodzi do niej wtedy, gdy bieda i ucisk społeczeństwa stają się nie do zniesienia.

Z kolei XIX-wieczny socjolog Alexis de Tocqueville twierdził, że do gwałtownego wybuchu społecznego może dojść wtedy, gdy obywatele zaznali odrobiny dobrobytu wierząc, że będzie lepiej. Tymczasem ich sytuacja staje się coraz gorsza, a obietnice dobrobytu się nie spełniają i nie widać choćby światła w tunelu. Jeśli zaś wierzyć historykowi I połowy XX wieku Feliksowi Konecznemu, to do rewolucji może dojść także wówczas, gdy u władzy przez długi czas pozostają miernoty umysłowe.

Na tym założeniu opierał swój program Janusz Palikot, który trzy lata temu efektownie wprowadził do Sejmu czterdziestu posłów. Wiosną ubiegłego roku na politycznym firmamencie błysnęła kometa Janusza Korwin-Mikkego. Obaj mieli za sobą liczną reprezentację młodzieży, ale wieść gminna niesie, że obaj panowie są niestabilni psychicznie.

Prof. Zybertowicz dodaje, że efektem ich działalności jest chaos, nie tylko w szeregach własnych partii.

Na demonstrację? Nie, na wakacje
Komentując trwające manifestacje górników prof. Zybertowicz stawia ryzykowną hipotezę: - Jest koncepcja, że obecna fala protestów została częściowo wywołana przez jakiś mechanizm quasi-polityczny. Analizy pokazują, że protesty zazwyczaj nasilają się w miesiącach wiosennych. Wynikałoby z tego, że w Polsce powinno to nastąpić w kwietniu, w szczycie kampanii prezydenckiej. Byłoby to niekorzystne dla Bronisława Komorowskiego. Warto spytać, czy obecne demonstracje nie zostały zdetonowane wcześniej, by wytłumić niezadowolenie społeczne przez szczytem kampanii wyborczej?

Toruński socjolog nie dostrzega jednak potencjału na większą rewoltę: - Hiszpan, Włoch czy Brytyjczyk demonstruje w swoim kraju, bo nie ma dokąd jechać za pracą. W dodatku oni działają na innym poziomie dostatku materialnego i świadomości obywatelskiej. Już wskazywano, że gdyby nie ponad dwa miliony Polaków za granicą system III RP byłby solidnie podmyty, jeśli nie wprost obalony.
Prof. Grzegorz Ekiert, wybitny politolog z Uniwersytetu Harvarda twierdzi, że standard życia w Polsce zmienił się na korzyść. Ale dziesięć lat temu utrwaliła się pozycja tych, którym się udało. Natomiast pozostali stawiają na życie rodzinne całkowicie ignorując politykę. Skoro nie mają na nią wpływu - wolą pojechać na wakacje.

I tu kolejny paradoks - ci, którzy chcieliby powalczyć z bezdusznym kapitalizmem, nie mają z kim. W dojrzałych demokracjach to związki zawodowe są organizatorem i motorem zmian. W Polsce w związkach jest 5-7 procent zatrudnionych, może milion. Sześć razy mniej aniżeli w 1989 roku.
Wyjechali jednak najbardziej aktywni, ambitni i gotowi na ponoszenie ryzyka.

Zdaniem dr Sławomira Sadowskiego, politologa z bydgoskiego UKW, trwające w kraju protesty mają, mimo wszystko, charakter lokalny. - Tym bardziej że niewielu popierało protest lekarzy czy górników. Natomiast demonstracje rolnicze mogą być niezrozumiałe dla Polaków: jeśli najważniejszym problemem jest 7 milionów złotych za szkody poczynione przez dziki, to jest to niepoważne!
Zdaniem dr Sadowskiego dużo poważniejszy był bunt lekarzy, który mógł dotknąć zdecydowaną większość Polaków. Ich strajk został jednak nader szybko spacyfikowany.
- Moim zdaniem będziemy mieli do czynienia raczej z permanentnym protestem różnych grup społecznych. Tym bardziej że czekają nas dwie wielkie kampanie wyborcze, podczas których łatwiej będzie wymusić coś na władzy.

Sprzeciw wobec polskiej wersji liberalizmu gospodarczego i strach przed brakiem bezpieczeństwa socjalnego będzie niejednorodny i mało skuteczny. Każda grupa społeczna będzie walczyła "o swoje". Dr Sadowski nie łudzi się też, że partie polityczne mogą zaoferować sensowne programy młodym Polakom: - Nie widzę nawet jednego ugrupowania, które proponowałoby coś tym ludziom. To partie zawodowe kierujące się interesem kadry.
Jesienne wybory parlamentarne nie roz ładują napięcia w kraju. Iza będzie pracować w "Biedronce", Katarzyna spłaci następną ratę. O argumentach kolejnych strajkujących grup społecznych prof. Leszek Balcerowicz powie zapewne, że to sowieckie myślenie. Liberałowie wyjechali za granicę. Do pracy.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska