Zobacz wideo: Czy grozi nam trzecia fala pandemii koronawirusa?
- Cały czas pracujemy właściwie bez zmian - mówi Beata Cieślińska, wicedyrektor Kujawsko-Pomorskiego Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego nr 1 im. Braille’a dla Dzieci i Młodzieży Słabo Widzącej i Niewidomej w Bydgoszczy. Placówka cały czas działa na pełnych obrotach, ponieważ zdalne nauczanie jest niewykonalne. Bezpośredni kontakt z uczniami jest koniecznością.
To też może Cię zainteresować
Prawie wszyscy uczniowie chodzą do szkoły
- W szkole odbywają się zajęcia stacjonarne w miarę możliwości z zachowaniem reżimu sanitarnego - wyjaśnia Beata Cieślińska. - Musieliśmy trochę zmienić organizację pracy, aby kontakt między dziećmi był jak najmniejszy. Uczniowie są w swoich klasach, nie zmieniają sal, przerwy ustaliliśmy o różnych porach, pomieszczenia są dezynfekowane itp. Robimy wszystko, co tylko się da, żeby zachować jak największe bezpieczeństwo.
Beata Cieślińska dodaje, że dzieci, które z różnych przyczyn, głównie zdrowotnych nie mogą przyjść do szkoły, biorą udział w zajęciach zdalnie. - Nauczyciel prowadzi lekcję w szkole z innymi uczniami, a dziecko włącza się na zajęcia przez internet. Część naszych uczniów tak jak wcześniej mieszka w internecie i normalnie uczestniczy w lekcjach.
Pielęgniarka dba o zdrowie dzieci
- Ponieważ jako ośrodek szkolno-wychowawczy mieliśmy dowolność w podejmowaniu decyzji o prowadzeniu zajęć stacjonarnych bądź zdalnych, zdecydowaliśmy się pracować bez zmian tyle, że w reżimie sanitarnym - mówi również Ryszard Bielecki, dyrektor KP SOSW im. gen. Stanisława Maczka dla Dzieci i Młodzieży Słabo Słyszącej i Niesłyszącej w Bydgoszczy. - Mogę powiedzieć, że stosowanie się do tych wytycznych jest możliwe dzięki naszej szkolnej pielęgniarce, pani Barbarze Gołębiowskiej, która robi wszystko, co może, aby w szkole było jak najbezpieczniej. Codziennie mierzy wszystkim uczniom temperaturę, dogląda, sprawdza jak się czują. Nie musimy się martwić, że w szkole jest tłok, ponieważ klasy są mało liczne, mają od 6 do 8 uczniów. Ale i tak podzieliśmy szkołę na rejony, w stołówce wyznaczyliśmy strefy itp.
W bydgoskim ośrodku na zdalne nauczanie dla swoich dzieci zdecydowało się niewielu rodziców. Z zajęć przez internet korzysta około 20 uczniów na 190 ogółem.
Zachowanie dystansu jest nierealne
W pracy z dziećmi niepełnosprawnymi intelektualnie zachowanie dystansu jest praktycznie niemożliwe.
- Jak mamy powiedzieć uczniom, że nie mogą do nas podejść i się przytulić? Jak kazać im się trzymać od nas z daleka? Jak wreszcie zachować dystans, gdy trzeba dziecko umyć, przebrać, zmienić mu pampersa, bo się zabrudzi? To niemożliwe - mówi Marek Fuerst, dyrektor Zespołu Szkół nr 26 w Toruniu. Do tej placówki uczęszczają uczniowie z upośledzeniem w stopniu głębszym: umiarkowanym, znacznym i głębokim.
- Nasi uczniowie nie zawsze pamiętają, żeby myć ręce, a co tu mówić o noszeniu maseczki. Ktoś mógłby powiedzieć: w takim razie zamknijmy takie szkoły! Ale dla naszych uczniów byłoby to najgorsze wyście. Dla nich najistotniejszy jest kontakt społeczny. Gdyby nie szkoła, siedzieliby zamknięci w domach. W przypadku naszych uczniów o zdalnym nauczaniu nie ma mowy, ponieważ nasze dzieci nie potrafią same korzystać z komputera, mają problem nawet z rozmową przed telefon. Przyjście dziecka do szkoły to też pomoc dla rodziców, którzy zajmują się nim dosłownie 24 godziny na dobę. Te kilka godzin, gdy dziecko jest na zajęciach, to dla rodzica moment wytchnienia i czas, kiedy może chociaż zrobić zakupy czy zająć się drugim dzieckiem - mówi Marek Fuerst, dyrektor Zespołu Szkół nr 26 w Toruniu.
- Jako nauczyciele mamy pełną świadomość, że przychodząc do pracy narażamy się na zarażenie koronawirusem, ale taka jest nasza praca. Nie wyobrażamy sobie, aby mogło być inaczej, dlatego nie narzekamy, tylko pracujemy - podkreśla Marek Fuerst. - Szkoda jednak, że nikt nie pomyślał, aby zaszczepić nas z grupą „0”. O takich nauczycielach, jak my zapomniano, a przecież można było znaleźć jakieś rozwiązanie.
