Jeśli rzeczywiście była to jeszcze jedna z jego ciemnych sprawek, to musiał być świadomy tego, że chodzi tutaj o jedno z najcięższych przestępstw.
Pierwszy świadek
Jeszcze raz pomogła ludzka pamięć. Zrozpaczona matka zaginionej Teresy S. zeznała, że kiedyś jeden z braci Zenona K. powiedział jej, by się nie martwiła, bo "on będzie pierwszym świadkiem". Nie wiedziała, co te słowa miały oznaczać.
Podczas dalszego śledztwa ustalono, że mógł to powiedzieć tylko ten spośród braci, który ostatnio przebywał w domu. Wzięto go w krzyżowy ogień pytań. Zeznania dokładnie protokołowano.
"Pamiętam dokładnie" - mówił brat Zenona K. - "że w dniu 3 kwietnia 1953 roku Zenon dał Krystynie W. w podarunku komplet damskiej bielizny i koszulę nocną, a także dwie pary pończoch. Pończochy były używane i nosiły ślady cerowania." Poproszono go, przypomniał sobie zachowanie Zenona K. w dniu zaginięcia Teresy S. i znów zanotowano:
"2 kwietnia rano brat wyszedł gdzieś na miasto, ale nie wiem dokąd. O której godzinie, też nie wiem dokładnie. W każdym razie, kiedy obudziłem się o godzinie 6.00, jego już nie było. Nie wiem dokładnie, kiedy Zenon powrócił z miasta, gdyż już spałem. O ile pamiętam, matka kiedyś wspominała, że wrócił po godzinie 22. 3 kwietnia, w piątek przed Wielkanocą, wróciłem przed południem do domu i zastałem Zenona samego zajętego pakowaniem w papier większej ilości gotówki. Zapytałem go, skąd ma tyle pieniędzy i dowiedziałem się, że od Teresy S., która przenosiła je do banku. Dodał, że rabunku dokonał wespół z kolegami z Wrocławia i prosił, bym zachował wszystko w tajemnicy."
Mała walizka
Zapytany o dni następne relacjonował:
"Niedługo potem Zenon pokazał mi za szafą małą walizkę, którą najpierw wyniósł do ogrodu, a później wziął szpadel i udał się z nią do lasu. Byłem strasznie ciekawy, co się w niej znajdowało.
Na początku czerwca postanowiłem odszukać to miejsce, gdzie brat zakopał walizkę. Udałem się do lasu, gdzie natrafiłem na świeżo ruszana ziemię. Odgrzebałem znajdującą się tam wspomnianą walizkę. Były w niej firany, barchanowe płótno oraz kostium w białe prążki. Przyniosłem to wszystko do domu i powiedziałem mamie, że pewnie znalazłem kostium Teresy S., która nie żyje. Mama nic nie powiedziała, a zbutwiałe już przedmioty chyba spaliła. Przypuszczam, że brat najprawdopodobniej po zamordowaniu Teresy S. zakopał ją w pobliskim zagajniku, bo często tam zaglądał, jakby bał się, czy ktoś czegoś tam nie zauważył."
Zwłoki w lesie
Las był rozległy, a od momentu ewentualnego zabójstwa Teresy S. minęło już parę miesięcy. Poszukiwania miejsca zakopania zwłok, także z udziałem brata Zenona K., nie przyniosły początkowo rezultatu. Zajął się tym Franciszek M., który te okolice znał jak swoją kieszeń, wiedział o każdym drzewku i każdej grudce. Chodził długo wśród świerków i sosen, aż nagle jego uwagę zwróciło ogołocone z poszycia miejsce i rosnący na nim powój. Trzymaną przy sobie tyczką zaczął sondować grunt. Kij parę razy przeszedł swobodnie, ale potem oparł się o coś twardego. Po wyjęciu go na wierzch można było wyczuć charakterystyczną woń rozkładającego się ciała ludzkiego.
12 sierpnia KW MO przeprowadziła oględziny prawdopodobnego znalezienia zwłok. Po odkopaniu ziemi na głębokość około 140 centymetrów natrafiono na zwłoki 20-letniej dziewczyny, odziane między innymi w popielatą bluzkę z granatowymi paskami i przykryte zielonkawym płaszczem. Lekarz stwierdził, że została ona - po uprzednim obezwładnieniu - zamordowana śmiertelnymi ciosami w klatkę piersiową. Odnalezione zwłoki zostały rozpoznane jako zwłoki Teresy S.
Prokurator otworzył akta sprawy w miejscu, gdzie wklejono zdjęcie Teresy S. Z fotografii uśmiechała się do niego ufnie młoda, ładna dziewczyna. Miała nieskazitelną opinię w miejscu zamieszkani i pracy. Tylko człowiek pozbawiony sumienia, wyrachowany, mógł ja zwabić do lasu i zabić.
To nie ja, to koledzy
Zenon K. kręcił. Przyznał się tylko do rabunku, a zabójstwem obciążył bliżej nieokreślonych kolegów z Wrocławia. Dopiero kiedy usłyszał o znalezieniu zwłok w bliskim sąsiedztwie jego zamieszkania, postanowił mówić: "To prawda, zamordowałem. Chciałem zdobyć pieniądze, dużo pieniędzy. Miałem narzeczoną i dziecko. Musiałem myśleć o ich przyszłości. Wiedziałem, że Teresa S. pracuje w zastępstwie kasjerki i tylko od niej mogłem zdobyć pieniądze."
Już raz to zrobił
W życiu Zenona K. była jeszcze jedna nie do końca wyjaśniona karta. Dziwnym zbiegiem okoliczności podczas jego pobytu opodal Wrocławia zaginęła bez wieści inna młoda dziewczyna. Ją też Zenon K. znał dobrze. Przypadek czy przerażająca prawidłowość?
Zenon K. przybył do Marszowic koło Wrocławia w końcu 1949 roku. Zamieszkał u opiekunów 17-letniej sieroty, Heleny Z. Bez skrupułów wykorzystywał uczucie naiwnej dziewczyny, a kiedy zaszła w ciążę, obiecał jej "wspólną przyszłość". Któregoś dnia Helena Z. odświętnie ubrana wyszła z domu w niewiadomym kierunku. Zaraz potem pospiesznie ulotnił się Zenon K.
Zdradziecki komplet jedwabnej bielizny (cz. III)
Jerzy Derenda
Ciąg dalszy sprawy tajemniczego zniknięcia kasjerki całodziennego utargu ze sklepu przy Al. 1 Maja.