Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zielone żniwa

Jacek Deptuła
Na książkę "Złote żniwa" wydać trzeba 30 zł. To dziesięć dolarów. Niewielki wydatek, by ostatecznie przekonać się, że Jan Gross, o którym tak głośno w Polsce od dziesięciu lat, to mistrz manipulacji historycznej.

Po sławetnej książce "Sąsiedzi" o polskich mordercach z Jedwabnego, po kompilacji o pogromie kieleckim w "Strachu", Gross poszedł dalej. Nie oskarża już "tylko" części Polaków o pomocnictwo w zagładzie Żydów, ale omal wszystkich. W "Złotych żniwach" chciał napisać, że z rąk polskich sąsiadów zginęło podczas wojny i tuż po wyzwoleniu 200 tysięcy Żydów! Po protestach łaskawie zmniejszył tę liczbę do kilkudziesięciu tysięcy. Ale czy myślał o 20 tysiącach ofiar polskich barbarzyńców, czy może o 99 tysiącach? Jak na profesora Uniwersytetu Princeton - precyzja uderzająca.

Delikatny rozum Jana Grossa, czyli jak Natan kręcił lody

Najprawdopodobniej intelektualista

Inspiracją do wyciągania takich liczb "wybitnego intelektualisty" (tak piszą w zapowiedzi książki), była jedna powojenna fotografia. Oto gdzieś c h y b a w Treblince, tuż po wojnie, obiektyw aparatu uchwycił sielankowy - jak pisze autor - obrazek. Radosna grupa polskich chłopów pozuje na tle góry popiołów "ośmiuset tysięcy ofiar Holocaustu". A przed nimi trofea: kości Żydów. W kieszeniach uszczęśliwionych Polaków - złote zęby wyrwane z czaszek, biżuteria ofiar, którą udało się im ukryć tuż przed śmiercią. "Wybitny intelektualista" opisuje zdjęcie tak (podkreślenia moje):

"Są to n a j p r a w d o p o d o b n i e j mieszkańcy okolic Treblinki. Ot, zebrali się po dniu pracy. Dość spokojni. Zmęczeni. Z pewnością rzadko byli fotografowani, b y ć m o ż e niepokoją się, co się dalej z fotografią stanie. M o ż e to dowód na ich obecność na miejscu profanacji tego pola cmentarnego? Ci okoliczni chłopi n a j p r a w d o p o d o b n i e j zostali złapani na gorącym uczynku przekopywania ziemi w poszukiwaniu żydowskiego złota (...) W prasie komunistycznej napis pod nią głosiłby:

"Po pracy".

Gross nawet nie ukrywa, że ponosi go wyobraźnia. N a j- p r a w d o p o d o b n i e j chodzi mu o wywołanie piorunującego efektu u czytelnika. B y ć m o ż e to dowód na konfabulacyjne zdolności żydowskiego autora, marcowego emigranta. M o ż e pisząc w ten sposób chodzi mu o jak najlepszą sprzedaż książki?
N a j p r a w d o p o d o b n i e j tak.

W książce Grossa napis pod fotografią powinien głosić: "Polskie hieny żerujące na trupach setek tysięcy Żydów".

W "Złotych żniwach" aż roi się od tych "być może", "zapewne", "prawdopodobnie". Ba, Gross wyjaśnił nawet zagadkę skąd na zapyziałej polskiej wsi w ogóle znalazł się aparat fotograficzny? Cytuję: "Wachmani mieli aparaty fotograficzne i robili pornograficzne zdjęcia. W ten sposób b y ć m o ż e wyjaśnia się c z ę ś ci o w o tajemnica naszego zdjęcia - bo tak, jak nie wiadomo, kto jest autorem ani w jakim celu zostało zrobione, tak samo można zadać sobie pytanie, skąd wziął się aparat fotograficzny na mazowieckiej wsi tuż po wojnie? A teraz już wiemy - w sąsiedztwie Treblinki można było znaleźć dosłownie wszystko, w tym aparaty fotograficzne"...
Argumentacja Grossa to pseudonaukowy absurd. Bo ta jedna fotografia dla autora stała się impulsem do oskarżenia niemal wszystkich Polaków czasów wojny o niebywałe zezwierzęcenie i przerażający, w pełni świadomy rabunek dóbr należących do zagazowanych sąsiadów.

Bez wątpienia zarówno podczas wojny, jak tuż po niej dochodziło do dziesiątków, może setek tysięcy haniebnych antysemickich aktów, a nawet zabójstw. Byli polscy szmalcownicy, mordercy i hieny żerujące na ofiarach Zagłady. Jednak rozciąganie odpowiedzialności na całe ówczesne społeczeństwo polskie jest nadużyciem i niewiarygodną manipulacją. Pisze Gross: "Mordowanie Żydów (przez Polaków - dop. J.D.) w czasie okupacji było sprawą publiczną, przedmiotem zainteresowania ogółu. Brali w nim udział zwykli członkowie lokalnej społeczności, a nie żadni ludzie marginesu. Więcej nawet - zaangażowanie przedstawicieli miejscowych elit w zbrodniach i uczestnictwo zbiorowe nadawało mordom swoistą sankcję pozwalającą na rozmycie odpowiedzialności zmieniając w ten sposób ich charakter z ciężkiej zbrodni zabójstwa na formę kontroli społecznej (sic! - dop. J.D.) sprawowanej przez zbiorowość".

I dalej uczony z Princeton precyzuje, co ma na myśli: "Działo się tak, m o ż n a p r z y p u s z c z a ć, ponieważ mordowanie Żydów było zjawiskiem na tyle powszechnym, że traktowano te czyny jako swoistą, szokującą co prawda, ale normalność"...

Myśliwskie trofea

Co - zdaniem Grossa - sprawiło, że w Polakach odezwały się tak zwierzęce instynkty? Antysemityzm wyssany z mlekiem matki?

Denuncjacje, aresztowania, a nawet zabójstwa Polaków przez Żydów komunistów po 17 września 1939? A może powojenna nienawiść do Urzędu Bezpieczeństwa, w którym najwyżsi funkcjonariusze byli Żydami? Też nie - dla Grossa Berman, Minc, Zambrowski, Fejgin, Hummer, Światło, Różański, Brystygierowa, Wolińska i tysiące innych nie byli Żydami, bo wyparli się swego żydostwa. Zdaniem autora "Sąsiadów" byli nawet żydowskimi... antysemitami.

Niemcy - jako nacja - są w "Żniwach" zaledwie w tle. W książce najczęściej pojawiają się anonimowi "naziści" (austriaccy, francuscy, norwescy, węgierscy?), "Aryjczycy" lub same nazwiska: Himmler, Eichmann, szef policji i SS Globocnik. Dla żydowskiego czytelnika "Złote żniwa" będą potwierdzeniem stereotypów na temat Polaków - nie tylko ze względu na przerażające oskarżenia autora. Także, a raczej przede wszystkim, ze względu na proporcje odpowiedzialności za Holocaust. Przeciętnie wykształcony czytelnik z kibucu, który wiedzę o II wojnie światowej czerpie z izraelskich podręczników, będzie wiedział, że Polacy byli gorsi od Niemców i bez mała oni są autorami ludobójstwa.

Adam Sandauer, syn znanego krytyka literackiego Artura pochodzenia żydowskiego, "Złote żniwa" skwitował krótko: "Gdyby ogół Polaków zachowywał się podczas okupacji tak, jak to opisują autorzy "Złotych żniw", to mnie by nie było na świecie. Polacy nie ponoszą odpowiedzialności za czyny bandytów, którzy stanowili margines".

Wyobraźnia Grossa, zapłodniona zdjęciem kopaczy, rozwija się wraz z kolejnymi stronicami książki: "Sygnałem, że jest to fotografia z gatunku "trophy pictures" (zdjęcie trofeów) są ułożone na kupkę z przodu piszczele i czaszki. Podobnie myśliwi obok upolowanej zwierzyny (...) Treblińscy chłopi i chłopki patrzą, jakby chcieli powiedzieć nie: ja nie mam z Tym nic wspólnego. Patrzą niewinnie".
Przemyślenia "wybitnego intelektualisty" Grossa składają się więc w jasną, precyzyjną i logiczną całość.

Stosując jego analityczną metodę można w sposób równie epicki opisać zdjęcie trojga ciał palestyńskich dzieci, zamordowanych przez izraelskich żołnierzy w czasie tzw. operacji "Płynny ołów". W grudniu 2008 r. na palestyńskie getto zwane Strefą Gazy runęła lawina izraelskich bomb, rakiet, czołgów, a nawet biały fosfor, który spala wszystko w temperaturze kilkuset stopni (operacja "Płynny ołów" warta jest niejednej książki. Kilku izraelskich oficerów oskarża się o wykorzystywanie Palestyńczyków jako żywe tarcze).

Na wspomnianym zdjęciu, zapewne w kostnicy, leżą w żółtych workach trzy ciała kilkuletnich palestyńskich chłopców. Odsłonięta pierś tego na pierwszym planie przebita jest pociskiem. Grozę fotografii potęgują półprzymknięte oczy ofiar izraelskiego bestialstwa i zakrwawiony bandaż spowijający główkę jednego z chłopców...

Czy można na tej podstawie napisać, że Izraelczycy to naród morderców? Że wyssali okrucieństwo z mlekiem matki? Czy można przypisywać im chęć całkowitej eksterminacji Palestyńczyków, którym zagrabili ziemie w XX wieku? Czy wyrabiane domowym sposobem rakiety palestyńskie zagrażają istnieniu Izraela?
Gross bez wątpienia poszedłby tym śladem. Gdyby fotografia przedstawiała zamordowane przez Polaków żydowskie dzieci. Nic dziwnego, skoro Gross pisze, że tropienie i wydawanie Żydów było niezwykle popularnym zajęciem Polaków.
Jest jeszcze inny problem. Gross zdjęcie opublikowane w "Gazecie Wyborczej" w 2008 r. obejrzał dokładnie. Ale nic ponadto. Tymczasem dziennikarze "Rzeczpospolitej" poświęcili kilka tygodni na wyjaśnienie tajemnicy fotografii. Własne śledztwo podsumowali krótko: Gross niczego poza obejrzeniem zdjęcia nie szukał: "Gdyby szukał, może napisałby inną książkę. Nie ma żadnych dowodów na to, że zdjęcie pokazuje kopaczy z Treblinki. Nie ma też dowodów, że patrzymy na hieny, a nie uczciwych ludzi"...

---------------------------------

PS. Ilekroć czytamy Grossa, towarzyszy poczucie winy. W części uzasadnione. Dlatego nie dziwi, że w środę, tydzień po ukazaniu się "Złotych żniw", rząd USA wezwał rząd polski do restytucji prywatnego mienia żydowskiego, "choćby w formie rekompensat rozłożonych w czasie". Doradca sekretarza stanu ds. Holocaustu Stuart Eizenstat tłumaczył, że mimo kryzysu sytuacja gospodarcza Polski jest lepsza niż w wielu innych krajach Europy. Natychmiast poparł go naczelny rabin Polski mówiąc, że odmowa ta jest niemoralna: - Nie ma znaczenia, czy właścicielami nieruchomości byli Żydzi czy chrześcijanie. Biblia mówi: "nie kradnij".
Ale mówi też: "Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska