Rozmowa z japońskim dyrektorem Sharpa i ze związkami zawodowymi w Japonii, a jeśli to nie przyniesie efektu, to bojkot produktów Sharpa i zablokowanie drogi krajowej nr 1. Pracownicy Sharpa w podtoruńskim Ostaszewie mają już dość sytuacji panującej w fabryce.
Wczoraj przedstawiciele NSZZ "Solidarność" zorganizowali konferencję prasową i poinformowali o sytuacji w japońskiej fabryce Sharp w Ostaszewie.
- Pracownicy Sharpa są zastraszani, część osób nie wytrzymuje nerwowo i zażywa środki uspokajające - mówi Sławomir Borkowski, szef NSZZ "Solidarność" w fabryce Sharp. - Zarząd trzyma nas w niepewności, nie informuje o tym, co zamierza. Około 300 osobom nie zostanie przedłużona umowa o pracę. Ludzie nie biorą zwolnień lekarskich choć chorują, bo liczą, że dzięki temu uda się im zachować posadę.
Aldona Murawska, sekretarz zakładowej "Solidarności" uważa, że właśnie działalność w związku zawodowym była przyczyną tego, że została zwolniona z pracy.
- Pracowałam w Sharpie 1,5 roku - mówi. - Oficjalnie przyczyną mojego zwolnienia jest zła ocena mojej pracy, ale ta ocena nie została mi przedstawiona. Już nie pracuję w fabryce, ale nie zostawię osób, które nadal tam pracują.
I opowiada o tym, jak wygląda praca w fabryce.
- Stoimy przez osiem godzin przy maszynie. Każde wyjście do toalety trzeba zapisywać w zeszycie - mówi. - Jeśli przebywasz za długo w toalecie, musisz się liczyć z konsekwencjami. Na hali jest duszno. Pracujemy w kombinezonach z włókna węglowego, w których skóra nie oddycha. Ale boimy się wyjść i napić wody. Ludzie zaczynają się skarżyć na stan zdrowia. Kilka osób nabawiło się w fabryce schorzeń nerek.
300 pracowników Sharpa nie wie, dlaczego nie zostały im przedłużone umowy o pracę.
- Zarząd tłumaczy tę sytuację wejściem w nowy rok budżetowy, ale na zwolnione miejsca przyjmuje nowe osoby - mówi Sławomir Borkowski. - Związek zawodowy traktowany jest przez zarząd jak zło konieczne. Nic nie jest z nami konsultowane, pracownicy boją się do nas zapisać, bo wiedzą, że to będzie źle odebrane przez szefostwo.
"Solidarność" nie zamierza na to wszystko patrzeć z założonymi rękami.
- Chcemy zaprosić do naszej siedziby japońskiego dyrektora i porozmawiać z nim "po ludzku" - mówi Jacek Żurawski, prezes Regionu Toruńsko-Włocławskiego NSZZ "Solidarność". - O sytuacji w Sharpie chcemy poinformować związki zawodowe w Japonii. Jeśli to nie przyniesie efektu, podejmiemy bardziej radykalne działania. Będziemy zachęcać ludzi, by bojkotowali produkty Sharpa, a pracowników bez problemu zachęcimy, by wyszli z flagami "Solidarności" przed fabrykę, na drogę krajową nr 1. Chcemy, by Sharp zastanowił się nad tym, jak niedługo fabryka będzie postrzegana przez Polaków. Sharp już słynie z tego, że zarabia się tu grosze. Niedługo każdy będzie kojarzył Sharpa z firmą, w której nie dba się o pracowników. Nie taką Japonię chcieliśmy.
Witalis Korecki, dyrektor ds. personalnych w Sharpie, nie chce komentować planów pracowników.
- Doszły do mnie pogłoski o bojkocie naszych produktów i blokowaniu drogi przez pracowników - mówi. - Oficjalnie nikt tego nie potwierdził. Na razie chcemy się spotkać z regionalnym zarządem NSZZ "Solidarność".
