Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żywot celnika

Roman Laudański [email protected]
Wiesław Miętkiewicz od kilkunastu lat importuje samochody. Dziś mówi, że jest biedny i nie ma żadnego majątku
Wiesław Miętkiewicz od kilkunastu lat importuje samochody. Dziś mówi, że jest biedny i nie ma żadnego majątku (Fot. Archiwum)
Janusz Maślanka, jeden z trzech celników, którego w 2004 roku Wiesław Miętkiewicz oskarżył o branie łapówek, wygrał sprawę.
Janusz Maślanka, jeden z trzech celników oskarżonych w 2004 roku przez biznesmena. Od początku zaprzeczał, by miał coś wspólnego z łapówkami lub sponsorowanymi
Janusz Maślanka, jeden z trzech celników oskarżonych w 2004 roku przez biznesmena. Od początku zaprzeczał, by miał coś wspólnego z łapówkami lub sponsorowanymi wyjazdami. (Fot. Tytus Żmijewski)

Janusz Maślanka, jeden z trzech celników oskarżonych w 2004 roku przez biznesmena. Od początku zaprzeczał, by miał coś wspólnego z łapówkami lub sponsorowanymi wyjazdami.
(fot. (Fot. Tytus Żmijewski))

Sprawa z tym przedsiębiorcą dotyczyła naruszenia dóbr osobistych. Sąd nakazał Miętkiewiczowi zamieszczenie w prasie ogłoszeń. Nie ukazały się do dziś.

Na początku czerwca 2004 roku "Gazeta Wyborcza" i TVN oskarżyły ustami Wiesława Miętkiewicza, byłego dilera Mitsubishi, trzech bydgoskich celników o branie łapówek, weekend w towarzystwie luksusowej prostytutki (zwanej "Księżniczką") w Mikołajkach oraz wycieczki do Francji szlakiem zamków nad Loarą. "Oto szokujące efekty śledztwa prowadzonego przez Gazetę razem z TVN" - napisała "Wyborcza".

Wiesław Miętkiewicz, wcześniej był dilerem Mitsubishi, ale stracił uprawnienia. Prowadził firmę importującą samochody. I szczycił się tym, że przełamał monopol sprzedając je taniej niż w firmowych salonach. Opowiadał, że dawał celnikom łapówki - "przyspieszacze". Wskazał trzech celników - m.in. Janusza Maślankę, wtedy kierownika II Oddziału Celnego w Bydgoszczy. "Próbowaliśmy spotkać się z tą trójką. Odmówili" - napisała "Wyborcza".

- Nikt z "Wyborczej" czy TVN-u nie próbował się z nami skontaktować - mówił wtedy i dziś Janusz Maślanka. - Nikt z Wyborczej i TVN-u nie pofatygował się dochować rzetelności dziennikarskiej i sprawdzić wiarygodności Miętkiewicza, który był osobą wielokrotnie karaną, m.in. w 2002 r. za składanie fałszywych zeznań - mówi dalej Janusz Maślanka. W 2004 roku bez problemu zgodził się na spotkanie z "Pomorską" i z telewizją lokalną. Zapewniał, że łapówek nie brał, do Mikołajek z "Księżniczką" nie wyjeżdżał, we Francji nie był. Jego jedyny związek z Wiesławem Miętkiewiczem polegał na tym, że w kierowanym przez niego oddziale została zakwestionowana wartość celna rosyjskich samochodów, które sprowadzał Miętkiewicz. Celnicy podejrzewali, że to właśnie z zemsty lub złośliwości Miętkiewicz napuścił na nich media.

Kiedy w 2004 roku "Pomorska" przyjechała do Oddziału Celnego przy ul. Dalekiej, Janusz Maślanka mówił, że po takich "rewelacjach" czekał, aż do jego gabinetu wejdzie ABW, CBŚ i prokurator. Nie przyszedł nikt.

ABW rusza do boju
Telewizyjne wyznanie Miętkiewicza twierdzącego, że przez 14 lat dawał celnikom łapówki postawiło na nogi prokuratorów i funkcjonariuszy Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Dla potrzeb telewizyjnego "Superwizjera" Miętkiewicz z ukrytą kamerą udał się do bydgoskich celników, by wręczyć im łapówkę. Tylko nikt nie chciał od niego żadnych pieniędzy! Miętkiewicz opowiadał, że z łapówkami chodził do celników jeden z jego pracowników - Tomasz K. Miał wręczać łapówki w toalecie, organizować wyjazdy na Mazury i do Francji. Tylko śledczy nie mogli odnaleźć Tomasza K. A - jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie - wtedy Tomasz K. ścigany był dwoma listami gończymi: za spowodowanie wypadku drogowego i alimenty, których nie płacił. A kiedy już go odnaleźli, to niczego nie potwierdził. Inny wariant zakładał, ze łapówki miał wręczać jeden z kierowców, tylko ten zaprzeczył, by kiedykolwiek miał się tym zajmować.

No to Wiesławowi Miętkiewiczowi przedstawiono zdjęcia wszystkich celników pracujących w Bydgoszczy. Ten nie wskazał żadnej osoby, która - rzekomo - miała otrzymywać od niego łapówki.

Jeśli wiarygodność Tomasza K. była taka, a nie inna, to może łatwiej Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego poszło odnalezienie owej "Księżniczki", która wystąpiła przed kamerą i opowiadała, że przez dwie doby świadczyła swoje usługi czterem celnikom w Mikołajkach? Otóż nie, "Księżniczka" - jak to bywa w bajkach - rozpłynęła się w powietrzu. Podobno wyjechała do Wrocławia i zerwała z prostytucją. Przez rok Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego nie odnalazła kobiety.

Dziś Wiesław Miętkiewicz twierdzi, że pół roku temu jednak ją odnalazł.

I kto tu kręci?
Ciekawostką jest to, że w 2004 roku Wiesław Miętkiewicz miał twierdzić, że nigdy nie znał "Księżniczki" i że to nie on przyprowadził kobietę na spotkanie z dziennikarzami. Ci zapamiętali rzecz zupełnie odmiennie. Na dodatek cieszyli się, że na filmowych taśmach została im tzw. "surówka" - niewykorzystany materiał, na którym podobno widać, z kim na spotkanie przyszła "Księżniczka" i kto ją lepiej zna.
Tak wyglądała wiarygodność Wiesława Miętkiewicza.

No to może śledczym udało się ustalić, kto wybrał się na Mazury i zameldował w jednym ze znanych hoteli? Podobno jedno z nazwisk mogło sugerować obecność tam celników, ale po dokładnym sprawdzeniu okazało się, że zbieżność nazwisk jest przypadkowa. Nic również - podobno - nie wyszło z ustalenia, komu Miętkiewicz miał zafundować zwiedzanie zamków nad Loarą we Francji. Na pierwszy wyjazd Miętkiewicz miał przekazać celnikom pięć tysięcy złotych, a na drugi półtora tysiąca.

- Kiedy Wiesław Miętkiewicz mówił dziennikarzom TVN i "Wyborczej", że na łapówki dla celników wydał przez lata ponad sto tysięcy dolarów, to od razu zapytałem: za co? Za odprawę marnej klasy rosyjskich samochodów? - mówi dziś Janusz Maślanka. - To się po prostu kupy nie trzymało i to od samego początku! Na konfrontacje Miętkiewicz się nie stawiał, przyszedł dopiero pod groźbą przymusowego doprowadzenia. Nie spojrzał mi w oczy. Na pytanie, czy dawał mi łapówki, wycofał się rakiem.

Celnik wspomina: - W pracy atmosfera była ciężka. Ludzie nie chcieli ze mną rozmawiać, miałem wrażenie, że wokół mnie panuje cisza. O umorzeniu (nastąpiło wiosną 2006 roku - przyp. Lau.) tej sprawy nikt już chyba nie pamiętał. 22 sierpnia 2006 roku złożyłem pozew o naruszenie moich dóbr osobistych. Nie mogłem tego tak zostawić - mówi celnik. - Przecież w czasie, gdy on nas oskarżał o "łapownictwo", Urząd Kontroli Skarbowej wykazał, że miał dwa nieoclone samochody! Wyglądało to tak, że ten facet nie przejmował się żadnymi przepisami, a przecież funkcjonuje w państwie prawa!?

Janusz Maślanka dodaje, że wtedy najbardziej zabolała go postawa rektora toruńskiej Wyższej Szkoły Bankowej. - Po tym, co pokazał TVN i napisała "Wyborcza", rektor podziękował mi za współpracę, a studenci na jednym z portali internetowych pisali m.in.: "Kurde, a jeszcze niedawno w sesji zimowej miałem z nim zajęcia z prawa celnego. A tu takie przekręty zapodawał." - A to boli, prawda? - pyta retorycznie Janusz Maślanka.

Miętkiewicz przegrał sprawę
Miętkiewicz nie przychodzi na sprawę wytoczoną przez Janusza Maślankę. Dziesiątego listopada 2006 roku sąd nakazuje Miętkiewiczowi zapłatę 30 tys. zł na rzecz Janusza Maślanki. Trzech tysięcy złotych na rzecz Domu Dziecka "Filipek" w Bydgoszczy oraz zobowiązuje Miętkiewicza do zamieszczenia przeprosin w prasie: że rozpowszechniał nieprawdziwe informacje na temat Janusza Maślanki i przeprasza za naruszenie jego czci i dobrego imienia.

Przeprosiny nie ukazały się do dziś, choć wyrok uprawomocnił się, a sąd nadał mu rygor natychmiastowej wykonalności.

- Wszcząłem postępowanie egzekucyjne - opowiada Janusz Maślanka. Pokazuje pismo (z maja 2007 roku) jednego z komorników. Informuje on, że dłużnik (Wiesław Miętkiewicz) został wpisany do Rejestru Dłużników Niewypłacalnych - nie posiada on żadnego majątku - a więc egzekucja pozostaje bezskuteczna.

Komornicy ustalili, że Wiesław Miętkiewicz wynajmuje pokój przy ul. Fordońskiej. To - jak mówią - adres znany komornikom, bo podobno zameldowanych jest tam kilku słynnych dłużników.

Ale nie ma nic
- Konsekwentnie założyłem Miętkiewiczowi sprawę o wyjawienie majątku - opowiada Janusz Maślanka. - No i wyszło, że to po prostu biedak, który korzysta z pomocy społecznej!

Z sądowego protokołu wynika, że były diler Mitsubishi jest biedny, jak przysłowiowa mysz kościelna. Wynajmuje pokój przy Fordońskiej, utrzymuje się z emerytury ok. 1,7 tys. brutto, korzysta z pomocy społecznej - np. prosił o umorzenie zaległego czynszu. Nie jest zarejestrowany w urzędzie pracy, nie ma rachunku bankowego, nie prowadzi działalności, nie ma nieruchomości, udziałów, samochodu, a nawet cenniejszych ruchomości. Nie ma gotówki, oszczędności, za to ma duże długi.

- W styczniu 2008 roku z prasowych artykułów wynikało, że Wiesław Miętkiewicz jest biznesmenem i prowadzi działalność do dnia dzisiejszego - Janusz Maślanka wskazuje artykuł ze stycznia br. Miętkiewicz jest w nim przedstawiony jako właściciel bydgoskiego salonu, w którym oferowane są auta tańsze o 10 - 20 proc. niż dostępne w markowych punktach sprzedaży. Czyli, Wiesław Miętkiewicz nadal jest dilerem samochodowym i działa do dziś?

Otóż nie, przed sądem wyznał on, że ma duże długi w banku i urzędzie skarbowym! A mówiąc w artykule, że ma salon samochodowy przy ul. Modrzewiowej miał na myśli, iż tylko go postawił, a działalność prowadzi tam teraz czterech przedsiębiorców, z którymi nie ma nic wspólnego.

- "To, co mówiłem w artykule dziennikarzowi, jest nieprawdą, to są bajki" - powiedział przed sądem Miętkiewicz.

I coś jest na rzeczy.

Fot. Tytus Żmijewski, archiwum

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska