- Dobrzy pracownicy już od dawna zarabiają po 12 zł za godzinę - podkreśla Adam Wełna, właściciel bydgoskiej firmy "Asbol", która produkuje części do pojazdów.
- Dobrzy czyli tacy, którzy potrafią więcej, są zaangażowani i chętni do nowych wyzwań. Jednak konieczność, by płacić tyle samo nawet osobom, które umieją dużo mniej, to pomysł rodem z PRL. Biznes jeszcze bardziej ucieknie w szarą strefę - uważa Adam Wełna. - Już teraz jest tak, że przetargi wygrywają firmy, które wykonają zamówienie na najniższą cenę, co oznacza m.in., że mogą mieć jednego pracownika zatrudnionego na umowę, a czterech na czarno. Dlatego są w stanie produkować taniej. Niestety, po zmianach takich patologii może być jeszcze więcej.
Na inny aspekt sprawy zwraca uwagę Wiesław Wikarski, przedsiębiorca z Janikowa (branża: agroturystyka).
- Od dawna obserwuję, jak zachowują się pracownicy, którzy zarabiają niecałe 5 zł na godzinę i 12, a nawet więcej. Zaangażowanie tych drugich jest nieporównywalne. Człowiekowi trzeba dobrze zapłacić, żeby dobrze wykonał swoją robotę. W przeciwnym razie należy spodziewać się, jak jest choćby w przypadku dróg, pracy wykonanej kiepsko. Firmy wygrywały przetargi oferując niższą ceną, więc płaciły ludziom grosze.Nowe drogi już wymagają naprawy.
Minimalne wynagrodzenie w wysokości 12 zł za godzinę pracy na umowie zleceniu wejdzie w życie 1 stycznia przyszłego roku - uzgodnili partnerzy społeczni w Radzie Dialogu Społecznego. Ztego obowiązku wyłączono podmioty, które samodzielnie decydują o miejscu i czasie realizacji zlecenia lub świadczenia usług oraz pobierających wynagrodzenie oparte na systemie prowizyjnym. Chodzi np. o sprzedaż bezpośrednią, doradców podatkowych, agentów ubezpieczeniowych, doradców finansowych i wielu informatyków.