Cała sytuacji była tym bardziej niebezpieczna, że chłopiec choruje na autyzm i wymaga stałej opieki.
Z oczu pracowników oddziału chirurgii dziecięcej szpitala uniwersyteckiego im. Biziela zniknął w niedzielę po godz. 21. - Ktoś widział go wychodzącego głównym wyjściem. Na sobie miał podobno tylko pidżamę - mówi kom. Maciej Daszkiewicz z biura prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Bydgoszczy.
Policja szukała go całą noc
Policjanci od razu rozpoczęli poszukiwania. Do rana kilkudziesięciu mundurowych przetrząsało parki, galerie handlowe, sklepy monopolowe, okoliczne uliczki i osiedla. Byli też na dworcach i przejrzeli miejski monitoring. Sprawdzono nawet budynek szpitala, a o wszystkim poinformowano taksówkarzy i kierowców MZK. Chłopaka jednak nigdzie nie było. Znalazł się sam, cały i zdrowy wczoraj o godz. 7. Okazało się, że na całą noc schował się gdzieś na terenie szpitala.
Happy end, ale ucieczka mogła zakończyć się tragedią
Wyjęta wprost z thrillera historia zakończyła się więc szczęśliwie, ale sami pracownicy szpitala przyznają, że mogło być inaczej.
- Oczywiście. Pamiętajmy tylko, że szpital to nie koszary, czy areszt i nie możemy przy każdym łóżku stawiać strażnika. Nie wolno nam też zamykać wszystkich drzwi, bo na to nie pozwalają przepisy pożarowe - tłumaczy Kamila Więcińska, rzecznik prasowy bydgoskich szpitali uniwersyteckich. - Z drugiej jednak strony rozmawiałam z mamą chłopczyka, która zapewniała mnie, że miała z nim wcześniej podobne problemy. Do pracowników szpitala nie ma więc żadnych pretensji.
Oddział pod lepszą ochroną
- Oczywiście zwykłych pacjentów nikt nie musi pilnować. Ale co z nieletnimi, albo tak jak w tym przypadku z pacjentami wymagającymi opieki? Przecież wczorajsza akcja mogła zakończyć się tragedią? - pytamy.
- Dlatego na pewno poprawimy system zabezpieczeń drzwi na oddział chirurgii dziecięcej. Po przeróbkach dodatkowy szyfr pojawi się również po ich wewnętrznej stronie, co w przyszłości znacznie utrudni podobne wycieczki - zapewnia Więcińska.