Zobacz wideo: Szczepionkę na COVID-19 dostaniemy w pracy? Są nowe informacje!
Dramat rodziny z Bydgoszczy zaczął się na początku 2020 roku. - Dzień przed urodzinami mąż źle się poczuł - mówi pani Monika, jego żona. - Myślał, że przejdzie, ale nie przeszło. Nocą, zaraz po urodzinach, stan Tomka się pogorszył. Stracił przytomność. Trafił do szpitala.
Lekarze najpierw podejrzewali u niego guza. Ogromnego, bo o wymiarach 10x10cm. Wtedy trzeba byłoby przeprowadzić operację. Do niej jednak nie doszło, ponieważ medycy dopatrzyli się czegoś innego, znacznie gorszego. - Wreszcie usłyszeliśmy diagnozę: to chłoniak rozlany z dużych komórek B - dodaje kobieta.
Chemioterapia kontra chłoniak nieziarniczy
Pani Monika: - Tutaj w grę wchodziła jedynie chemioterapia. Ta miała dać szybko rezultaty, lecz nie dała. Przez ponad rok niewiele się zmieniło. Jak już, to na gorsze. Oprócz pogarszającego się stanu płuc, choroba zaczęła atakować trzustkę Tomka. Szansa na autoprzeszczep przepadła.
W międzyczasie pan Tomek zakaził się koronawirusem, który osłabił jego organizm. Teraz jedyna nadzieja w niekonwencjonalnym leczeniu. - Jedyna, zarazem ostateczna szansa, to terapia Car-T Cell - kontynuuje bydgoszczanka. Taka terapia jest w stanie uratować życie i zdrowie osób z opornymi na leczenie albo nawracającymi nowotworami. W Polsce tylko w dwóch miejscach jest ona prowadzona. Tomek zostałby poddany leczeniu w Poznaniu. Wszystko odbywałoby się przy współpracy ze specjalistami ze Stanów Zjednoczonych.
Leczenie nowotworu warte 1,5 mln zł
Kuracja kosztuje, bagatela, 1,5 mln zł. Lekarze mogą rozpocząć leczenie bydgoszczanina w ciągu 2 dni od momentu uzbierania potrzebnej kwoty. Na razie zebrano 30% procent wymaganej sumy, a tutaj każdy dzień stanowi różnicę. Kto może, niech dołączy do zbiórki: Zbiórka dla pana Tomka.
Rodzina 39-letniego dzisiaj pana Tomasza wierzy, że się uda. Zwłaszcza jego żona i 8-letni syn.
