Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Aaron Cel: Mistrzostwa świata jak ulubiona bajka z dzieciństwa

Joachim Przybył
Joachim Przybył
Aaron Cel był podstawowym skrzydłowym kadry na MŚ w Chinach
Aaron Cel był podstawowym skrzydłowym kadry na MŚ w Chinach East News
Mecz z Rosją? Na treningach trafiłbym dwa, może trzy takie rzuty na dziesięć. W Chinach wierzyliśmy jednak, że takie akcje mogą się udać -Aaron Cel, koszykarz Polskiego Cukru Toruń, opowiedział nam o mistrzostwach świata.

Masz za sobą kupę lat grania. Mam jednak wrażenie, że to były twoje najfajniejsze dwa tygodnie w karierze.
Też bym chyba tak to określił. Każdy koszykarz marzy, żeby grać dla reprezentacji na dużym turnieju. Przez wiele lat nasz zespół szukał tych sukcesów, ale nie osiągał nic nadzwyczajnego. Tymczasem każdy sport potrzebuje rzeczy nadzwyczajnych ze strony reprezentacji, żeby pobudzić zainteresowanie, zdobywać nowych kibiców. Udało nam się pokazać z dobrej strony już w kwalifikacjach, ale mistrzostwa to wisienka na torcie. Myślę, że takiego przebiegu turnieju nikt się nie spodziewał. Spędziliśmy w Chinach niesamowite cztery tygodnie, to było jak ulubiona bajka w dzieciństwie.

Turniej zaczęliście świetnie: od pokonania Wenezueli, która potem pokazała spore możliwości.
Uważam, że właśnie w tym meczu zagraliśmy naszą najlepszą koszykówkę. Wenezuela była bardzo mocna fizyczna, w kolejnych meczach pokazała dużo talentu na obwodzie. Pierwszy mecz na dużym turnieju zawsze jest zagadką, często definiuje dalsze losy zespoły. My wygraliśmy dość pewnie, wielu kibiców potraktowało to jako pewną oczywistość, ale z czasem docenialiśmy ten wynik coraz bardziej. Dzięki temu znaleźliśmy rytm, pewność siebie, potrzebowaliśmy tego.

Mecz z Chinami wy i kibice będziecie pamiętać. Nie tyle sam poziom widowiska, ile jego niezwykłą dramaturgię.
Bardzo lubię oglądać piłkę nożną i tam kibice przez lata pamiętają ważne akcje. To były właśnie takie: przechwyt Mateusza Ponitki tuż przed końcem regulaminowego czasu, w dogrywce dwutakt Damiana na zwycięstwo - to wyjątkowe chwile, które zapiszą się w historii naszego basketu. Myślę, że i za 50 lat będziemy te akcje wspominać. Mecz nie był najładniejszy, ale cholernie dla nas ważny. To był zresztą bardzo intensywny dzień: trasa z hotelu, hałas i presja kibiców w hali, od razu było czuć specyficzną atmosferę i wagę tego spotkania.

Nie czuliście zniechęcenia po kilku decyzjach sędziów w końcówce?
Każdy sportowiec wie, jak poczucie niesprawiedliwości destabilizuje grę i psychikę. W tym turnieju nie mieliśmy wiele do przegrania, nikt na nas nie stawiał. My jednak wierzyliśmy, że w takich właśnie meczach cuda się wydarzą. I akcja Mateusza była taki cudem. Dodała nam mnóstwo energii i pozwoliła przejść ponad gwizdkami sędziów.

Mam wrażenie, że tak jak Chorwacja zbudowała ten zespół w eliminacjach, tak mecz z Chinami zbudowały go w finałach.

Tak bywa w sporcie. Przegrywasz mecz o wysoką stawkę, to często wszystko się rozsypuje. Wystarczy zobaczyć, co potem stało się z chińskim zespołem. My wiele się nauczyliśmy na ostatnim Eurobaskecie, gdy w podobnych okolicznościach przegraliśmy kluczowy mecz z Finlandią. Te doświadczenia pozwoliły nam wygrać przegrany mecz, a potem nasza pewność siebie, zwłaszcza w tych najważniejszych momentach, była dużo większa.

Nie tylko z Chinami świetnie rozgrywaliście końcówki. Ten zespół imponował dojrzałością.
Wiedzieliśmy, że wszyscy razem wkraczamy tam, gdzie nas nigdy nie było i żeby to przetrwać, trzeba dać z siebie wszystko, wspólnie walczyć, wierzyć w każdego zawodnika w zespole. Mamy wysoką średnią wieku, to też robi swoje. To na pewno nie było specjalne, żeby gorzej zaczynać mecze, ale potem graliśmy coraz lepiej. Myślę, że wycisnęliśmy z siebie tyle, ile się tylko dało.

Mecz z Rosją to dla polskich kibiców zawsze wyjątkowe wydarzenie. To zwycięstwo dało wam sensacyjny ćwierćfinał, a ty wykonałeś kluczowe akcje w ostatniej kwarcie.
Bardzo się cieszyłem ze względu na Mateusza. Rozgrywał świetny mecz, ale w ostatniej kwarcie z powodu kontuzji musiał usiąść na ławce. To wtedy pokazaliśmy największy charakter, udowodniliśmy sobie i kibicom, że można liczyć na całą drużynę. A co do mnie? Najpierw ten wsad po podaniu Łukasza Koszarka, powiem szczerze: nie pamiętam, żebym kiedyś na meczu tak wysoko skoczył. Potem rzut z dystansu. Myślę, że na treningach trafiłbym dwa, może trzy na dziesięć w takich okolicznościach. Ale to był właśnie ten cud, o jakim wcześniej wspomniałem. Wcześniej takie akcje nam się nie udawały, w Chinach wierzyliśmy, że to się może udać.

Twoje łzy po tym meczu kibice też będą pamiętać.
Wtedy dotarło do mnie, że jesteśmy w najlepszej ósemce na świecie. Pamiętam chwilę, gdy zaczynaliśmy kwalifikacje, jak długą drogę przebyliśmy z trenerem Mikem Taylorem. We wcześniejsze mecze włożyłem ogromną ilość energii, byłem wyczerpany fizycznie i psychicznie. Do tego jeszcze sprawy osobiste: spodziewamy się dziecka i nie było łatwo zostawić żonę na tak długo. Te wszystkie emocje i poświęcenia skumulowały się po meczu z Rosją.

Hiszpania była nie do ugryzienia? W ostatniej kwarcie wydawało się, że jesteście blisko. Jeszcze dwie, trzy dobre akcje i kto wie.
Myślę, że była do pokonania, jak każdy przeciwnik, ale to jednak jest wielka klasa, kosmiczna drużyna. Oni takich meczów grali w karierze dziesiątki, w grupie wcale nie prezentowali się rewelacyjnie, a zdobyli mistrzostwo świata. Doskonale wiedzieli, kiedy trzeba docisnąć i pokazać to, co się potrafi najlepszego. Tym razem zabrakło nam jednej, dwóch takich cudownych akcji. Serce bardzo chciało wygrać, ale ciało już nie potrafiły dać więcej.

Po porażce z Cechami powiedziałem o małym niesmaku. To jedyne rozczarowanie z tych mistrzostw?
Tak, cały czas gdzie w głębi czuję, że powinniśmy ten mecz wygrać. Jest rozczarowanie, ale też Czechów trzeba docenić, rozegrali niesamowity turniej. Z drużyn ósemki jako jedyni nie mieliśmy graczy z NBA czy Euroligi. To naprawdę dużo znaczy. Koszykówka to sport drużynowy, ale w najważniejszych chwilach często decydują indywidualności. Czesi mieli Satoran-skiego, dla mnie jednego z trzech najlepszych zawodników turnieju. On robił różnicę i dzięki niemu Hruban czy Bohacik rozgrywali wielkie mecze.

Jak się czuliście w Chinach? Pojawiały się głosy o kiepskiej organizacji turnieju.
Osobiście nie odczułem żadnych niedogodności. Przed mistrzostwami graliśmy jeszcze mecze towarzyskie i wtedy faktycznie, warunki były gorsze. W trakcie mistrzostw jedynym problemem były dalekie podróże między miastami. To jednak nie trasa Toruń - Włocławek, ale np. dwa tysiące kilometrów w jedną stronę. Inna sprawa to jedzenie. Nie mówię, że było kiepskiej jakości, był ryż, makaron, ale mięso było już specyficznie przygotowywane. Dla Europejczyka to był pewien problem. Lubię wyjść do chińskiej restauracji raz czy dwa razy w miesiącu, ale tam jedliśmy to codziennie. Powiem ci, że na chińszczyznę nie spojrzę chyba przez rok.

Wielki krok dla reprezentacji, jeszcze większy dla koszykówki. Najlepsze wasze mecze oglądało po 2 miliony widzów.
Zaglądaliśmy czasami do mediów społecznościowych i wiedzieliśmy, że o koszykówce mówi się w Polsce coraz więcej. Nigdy wcześniej nie miałem tylu wiadomości. Pewnego dnia napisał nauczyciel wychowania fizycznego, że uczniowie nie chcieli grać w piłkę, tylko chcieli piłkę do koszykówki. To były dla nas piękne chwile. Wiadomo, gramy dla siebie, dla Polski, ale także dobra koszykówki. Na świecie to sport numer dwa. Wierzę, że nasze mecze na mistrzostwach obejrzeli przyszli nasi następcy w kadrze i to ich zainspiruje. Warto pamiętać, że w kadrze jest aż siedmiu graczy z naszej ligi, to także coś wyjątkowego.

Przed wami kwalifikacje olimpijskie. Trener Mike Taylor mówi odważnie: mamy prawo marzyć o Tokio.
A dlaczego nie? W Chinach graliśmy naszą najlepszą koszykówkę, ale Olek Balcerowski, Mateusz zrobią kolejne postępy, Adam Waczyński dopiero zaczyna swój najlepszy wiek. Wierzę, że możemy być jeszcze lepsi, pojawią się kolejne talenty w Polsce. Tu nie trzeba rewolucji, trzeba pracować i wierzyć. Jestem pewien, że zbliża się czas, gdy Polska będzie regularnie grać na największych turniejach.

Adam Hrycaniuk po ostatnim meczu powiedział, że ten turniej bardzo was wszystkich zbliżył i już nie może się doczekać kolejnego wspólnego meczu.
Powiedzmy sobie szczerze: mamy mniej naboi niż wielcy rywale, ale potrafimy liczyć na każdego. Szliśmy do boju razem, żeby rzucić wyzwanie turniejowi, którego do tej pory nie znaliśmy. To był jeden z naszych największych atutów.

od 12 lat
Wideo

Wspaniałe show Harlem Globetrotters w Tauron Arenie Kraków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska