

– W COS pracuję od 30 lat, zawsze na stanowiskach technicznych. Kiedyś pracowałem w hali sportowej i byłem bezpośrednio związany ze zgrupowaniami i ich szeroko pojętą organizacją. Po wybudowaniu nowego obiektu, basenu, stałem się pracownikiem technicznym na pływalni. I tam pracuję do dziś – mówi Michał Goeck z COS Cetniewo.
Waldemara Legienia – wybitnego judokę, złotego medalistę olimpijskiego z Seulu i Barcelony – wspomina, jako tytana pracy.
– Pamiętam go jeszcze z tych najmłodszych lat, zanim stał się światowej sławy sportowcem. To było na początku mojej pracy, czyli 30 lat temu. Był niesamowitym tytanem pracy. Miał też trenera, który bardzo przykręcał mu śrubę. Pamiętam, jak do COS-u przyjechali lekarze z Instytutu Medyny Sportowej w Warszawie i Waldek przychodził testy. Jeździł na rowerku, podłączony do spirometru. Wtedy zarówno do trenera, jak i lekarzy z tego instytutu dotarło, jak wielką moc jest w organizmie tego zawodnika. Padło wtedy znamienne słowa z ich ust, że jeszcze nigdy w swoim życiu nie widzieli człowieka, który miałby tak doskonały wydatek energetyczny, kosztem tak mało zużytego powietrza. Już wtedy było wiadomo, że Waldemar Legień ma predyspozycje, żeby często stawać na podium – wspomina Goeck.

Pracownik COS Cetniewo pamięta także szermierza Adama Krzesińskiego i multimedalistkę IO w lekkiej atletyce, a później działaczkę IAAF i prezes PZLA Irenę Szewińską.
– Irenka była niesamowicie sympatyczną osobą. Lubiła przyjeżdżać do Cetniewa. Zawsze przychodziła i serdecznie witała się po kolei z wszystkimi pracownikami. Wewnętrznie była bardzo skromną osobą. Nasi pracownicy bardzo ją szanowali za to. Uwielbiała morze. Na naszej stołówce miała swoje ulubione miejsce. Śmialiśmy się, że ma swój stolik przy oknie. Jadła obiad i podziwiała Bałtyk. Czasem prosiła, żeby otworzyć okno. Chciała poczuć morską bryzę – dodaje Goeck.

Krzysztof Gałęziowski jest motorówkarzem z COS Wałcz. Pracuje tam od 24 lat. To z nim współpracowali najwybitniejsi polscy trenerzy kajakarscy i wioślarscy. To na jeziorach w tym ośrodku trenowali Robert Sycz i Tomasz Kucharski, Magdalena Fularczyk i Natalia Madaj (obie na zdjęciu) czy Beata Mikołajczyk.
– Przejeżdżałem wczoraj z żoną obok ośrodka i powiedziałem do niej: zobacz, tu jest moja kochana praca. Tak do tego podchodzę. Zawodnicy i trenerzy są dla mnie jak rodzina. Z trenerem Wojtkiem Jankowskim spotykamy się na stopie prywatnej. On do mnie dzwoni, gdy czegoś chce, gdy potrzebuje załatwić jakąś sprawę. Trener kajakarzy Michał Brzuchalski jest jak ojciec chrzestny mojego syna. Zawsze byliśmy razem. Na każde zawołanie, w każdej potrzebie sobie pomagamy – mówi Gałęziowski.