Małżonkowie, którzy mają już jednego zdrowego synka, czteroletniego Igora i marzyli o drugim dziecku nie sądzili, że przytrafi im się takie nieszczęście. - Cała ciąża przebiegała prawidłowo, poród też odbył się o czasie - opowiada pani Aneta. - W jego trakcie doszło jednak do zaklinowania główki dziecka i położne tak ciągnęły mojego synka, żeby go wydostać, że zostały zerwane wszystkie nerwy w lewej rączce. Nawet nie wiedziałam, co przytrafiło się dziecku, tak byłam wykończona tym ciężkim porodem, dopóki na drugi dzień nie zjawił się przy moim łóżku psycholog, który zaczął mnie pocieszać. Wtedy na poważnie przestraszyłam się, że stało się coś bardzo poważnego.
Przeczytaj również: Sceny jak z filmu - odebrał poród w swojej taksówce
Pan Bartłomiej Hajduk ojciec chłopca mówi, że dopiero na drugi dzień lekarka powiedziała im, że w czasie porodu doszło do uszkodzenia splotu ramiennego. - Wtedy ani ja ani żona nie mieliśmy, pojęcia co to jest, nigdy wcześniej nie słyszeliśmy o takim schorzeniu - ubolewa. - A teraz już wiemy, że konsekwencje nasze dziecko będzie ponosiło do końca życia. Pani Aneta jest przekonana, że gdyby personel oddziału wziął pod uwagę informacje, jakie przekazała im wcześniej, że poprzedni poród miała trudny, bo synek ważył cztery kilo, że ten, który miał się urodzić też przekroczył cztery kilogramy i zdecydowaliby o wykonaniu cesarskiego cięcia, to uniknęliby takiej tragedii. - Ale wszystko zostało zlekceważone, jak gdyby nigdy nic przystąpiono do zwykłego porodu i skutki są, jakie są - załamuje się. - Gdybym wiedziała o tym zagrożeniu wcześniej sama bym nalegała na wykonanie cesarki.
Przeczytaj również: Poród w domu może być refundowany przez NFZ
Przy porodach zdarzają się powikłania
Ale dyrekcja szpitala uważa, że żadnego błędu nie popełniono. - Nie ma możliwości przewidzenia, że główka dziecka zaklinuje się w czasie porodu - tłumaczy Artur Lepiarczyk, zastępca dyrektora ds. medycznych Szpitala Kieleckiego im Św. Aleksandra. - Na około stu porodów zdarzają się takie dwa, trzy przypadki. A jak już główka dziecka zostanie zaklinowana za spojeniem łonowym, to jest tylko 5 minut czasu na wydostanie dziecka, żeby się nie udusiło. Powstaje więc sytuacja zagrażająca w pierwszej chwili życiu dziecka, a potem życiu matki. Przy wykonywaniu zabiegów położniczych, mających na celu szybkie wydobycie dziecka, żeby urodziło się żywe może dojść do różnych urazów, właśnie do uszkodzenia splotu ramiennego. W tym wypadku duże znaczenie ma wielkość główki i budowa miednicy. Nie ma jednak żadnych badań diagnostycznych, pomiaru barków płodu, które mogłyby zapowiedzieć taką sytuację.
Przeczytaj również: Poród przed... urzędem gminy na warszawskim Bemowie. Przez korki nie zdążyli do szpitala
Rodzina jeszcze nie wie czy będzie występowała przeciwko szpitalowi do sądu, bo teraz najważniejsze jest dla niej ratowanie zdrowia Adasia i przeprowadzenie operacji, która ma się odbyć pod koniec grudnia w Niemczech. - Będzie kosztować 80 tysięcy złotych, a na razie udało nam się zebrać 20 tysięcy - wspomina Adam Hajduk. - Operacja musi być wykonana jak najszybciej. Dlatego bardzo gorąco prosimy czytelników o wsparcie. Sami sobie nie poradzimy. - Ja jestem w ciągle depresji, resztką sił wierzę, że uda się odzyskać choć częściową sprawność w rączce - mówi pani Aneta. - Bo jak nie, to nasze dziecko będzie kaleką.
Źródło: Adaś nie czuje rączki. Rodzina chłopca uważa, że komplikacji podczas porodu można było uniknąć
Udostępnij