https://pomorska.pl
reklama
Pasek artykułowy - wybory

Afekt Huberta

Jacek Deptuła

Do polskiego słownika polityczno-sądowo-psychiatrycznego weszło nowe określenie. Po słynnej pomroczności jasnej i urazie goleni prawej (pijaństwo), po nadużyciu semantycznym i skrócie myślowym (działalność agenturalna) oraz doskonaleniu wolności słowa (cenzura wg Gosiewskiego) przyszedł czas na prozaiczne kłamstwo. Otóż zgodnie z nową semantyką Prawa i Sprawiedliwości, wyrażoną ustami Kurskiego Jacka, kłamstwo nazywa się dzisiaj "emocjonalnym afektem". Tego odkrycia dokonał w sądzie genialny orator Kurski, podczas rozprawy wytoczonej mu przez Donalda Tuska. Donald został przed jesiennymi wyborami oskarżony o wyłudzenie z PZU kilku milionów złotych na swą kampanię. Okazało się to kłamstwem, ale jakby nie do końca. Kurski tłumaczył wysokiemu sądowi, że "dochodziły go słuchy" o oszustwie Tuska więc "w stanie wyższej konieczności" (sic!) wyszedł mu taki "emocjonalny afekt".

Kropka w kropkę zupełnie tak samo, jak w przedwojennym dowcipie. Oto do apteki przybiega zdyszany Mosze Rozencwajg, a tam długaśna kolejka. Stanął na końcu i - najpierw z cicha, a potem coraz głośniej - zawodzi płaczliwie: - Aj, aj, aj... A tam żona leży i czeka, i czeka... czeka... Ludzie w końcu się zlitowali i przepuścili nieszczęśnika. Radosny Mosze przepchał się do okienka i krzyczy: - Prezerwatywę proszę!

Kolejny sukces IV RP jest bardziej spektakularny. Od kilku miesięcy publika Najjaśniejszej elektryzowana jest poszukiwaniami, zatrzymaniem i doprowadzeniem do sądu bezdomnego obywatela, czekającego na próżno na jedno z trzech milionów mieszkań. Hubert H. - bo o nim mowa - po spożyciu sześciu (!) litrów "nalewki wiśniowej" naubliżał od najgorszych braciom Kaczyńskim na dworcu. Żmudne i kosztowne śledztwo zaowocowało jednak triumfem prawa i sprawiedliwości. Hubert H. musiał przed całą Polską przeprosić rządzące rodzeństwo i... No, właśnie. Niby przeprosił, ale sąd odroczył sprawę. Otóż pan Hubert, tuż przed swą zbrodnią, spożywał wzmiankowaną nalewkę z tajemniczym Rosjaninem o imieniu Oleg. Nie muszę Państwa przekonywać, że to pseudonim operacyjny sowieckiego agenta służb specjalnych, najprawdopodobniej Władimira Ałganowa. Zatem nie dziwota, że sąd chce go jeszcze przesłuchać, ale po Warszawie chodzą słuchy, że Sowieci wywieźli już Olega w bagażniku samochodu dyplomatycznego. Macierewicz Tosiek, James Bond znad Wisły, już postawił na nogi wszystkie służby wywiadowcze i kontrwywiadowcze... A Oleg czeka i czeka, i czeka...

- Prezerwatywę proszę!

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska