- Miałem okazję powiedzieć, jak naprawdę było - stwierdził w rozmowie z nami.
Po czym szczegółowo, z datami, jeszcze raz zrelacjonował przebieg zdarzeń po ujawnieniu procederu kradzieży szpitalnych pieniędzy, o co posądzone zostały główna księgowa Pałuckiego Centrum Zdrowia i jej pomocnica.
Renata G. i Elżbieta G. przyznały się do zarzucanych im czynów - pisaliśmy na naszych łamach 14 czerwca 2018 r.
A wszystko zaczęło się na początku czerwca 2017 roku. Wówczas to dyrektor szpitala przekazał staroście, że dowiedział się z banku, iż są nieprawidłowości z przelewami.
- Przyszedł do mnie w drodze powrotnej z tego banku i przekazał, że jest zagarnięcie - wtedy mieliśmy taką informację - na kilkadziesiąt tysięcy złotych (ostatecznie, w wyniku dochodzenia, kwota wzrosła do ok. 7 mln zł - przyp. red.). Mało mnie szlag nie trafił. Poleciłem mu wszystko pozabezpieczać, bo to był piątek, bałem się więc, aby w weekend ktoś czegoś nie wywinął. Bo przecież mogli być jeszcze inni udziałowcy tego procederu.
- Sam zostałem w urzędzie zastanawiając się, co tu dalej zrobić - opowiada Zbigniew Jaszczuk. - Przyszło mi do głowy, po różnych szkoleniach, że zadzwonię do prokuratury. Tak też zrobiłem, informując, że prawdopodobnie jest zagarnięcie pieniędzy w systemie informatycznym.
- Po około godzinie zadzwonił do mnie znów dyrektor z informacją, że do szpitala przyszli policjanci. Mówię: "I tak musi być i koniec". Oni weszli na polecenie prokuratury i czekali, aż zostaną wymienione zamki i wykonane inne czynności zabezpieczające komputery oraz dokumenty finansowo - księgowe.
- 12 czerwca 2017 roku formalnego zgłoszenia zagarnięcia pieniędzy dokonał szef szpitala. I ruszyła cała machina - stwierdził Zbigniew Jaszczuk, dodając:
- Po tych okolicznościach dyrektor zawołał do siebie - dziś już byłą - główną księgową i powiedział, że ją zwalnia. A ona mu na to, że odda pieniądze, byle nie zgłaszał sprawy do prokuratury. Dyrektor odmówił. Ona jednocześnie nie wiedziała, że to już jest zgłoszone. Następnie bez wiedzy szefa lecznicy przelała na konto szpitala 20 tys. zł. W paszkwilu na mnie opowiada jednak sądowi, że to ja jej kazałem przelać - relacjonuje starosta, dodając: - Sędzia zapytał, czy miałem z główną księgową inne relacje poza służbowymi. Odpowiedziałem: - Na szczęście nie. Nie spotkałem się z nią prywatnie ani na grillu, ani na wycieczce, ani tym bardziej w lesie na pikniku. Nigdy z oskarżoną nie spotkałem się w sposób inny niż służbowy. Jedynie na zgromadzeniach wspólników - raz, dwa razy w roku oraz na okolicznościowych spotkaniach w szpitalu, przy okazji zakończonych remontów czy przekazywania sprzętu przez darczyńców.
- 18 grudnia 2019 roku zawiadomiłem natomiast prokuraturę, że Renata G. złożyła fałszywe oświadczenie i fałszywe oskarżenie, które skutkuje znieważeniem, zniesławieniem i pomówieniem funkcjonariusza publicznego, jakim jest starosta żniński.
W piśmie G. pisze m.in., że starosta miał przyjmować od niej koperty z pieniędzmi.
- Ma to być przedmiotem odrębnej sprawy w prokuraturze rejonowej w Bydgoszczy.
- Będę się też domagał, by przesłuchano pełnomocnika szpitala, żeby ujawnić, który to pełnomocnik oskarżonych dopuścił się, moim zdaniem, szantażu, już rok temu mówiąc, że "jeżeli szpital nie odstąpi od żądania dużej części pieniędzy" (jednej trzeciej zagarniętej kwoty), to złodziejka przyjdzie i powie, że dzieliła się tymi pieniędzmi z dyrektorem lecznicy i starostą. To ja pytam: skoro jeden z pełnomocników oskarżonych wiedział (a jest ich trzech) o tym, że "się dzieliła", to dlaczego ten pełnomocnik nie zgłosił tego do sądu i prokuratury? - komentuje starosta Zbigniew Jaszczuk.
- W tej sprawie już 8 stycznia 2019 roku złożyłem zawiadomienie do prokuratury i na tę okoliczność byłem przesłuchany przez prokuratora jak również później przez oficera prowadzącego sprawę z KWP. Już zatem ponad rok temu było wiadomo, jaką linię obrony przyjmie oskarżona i jej pełnomocnicy.
Zdaniem Jaszczuka, "paszkwil Renaty G. na starostę ma na celu przedłużenie procesu i możliwie długie oddalenie ogłoszenia wyroku". - Ona też po prostu chciała się na mnie zemścić, próbując niszczyć moją pozycję w środowisku za to, że jako pierwszy zgłosiłem zagarnięcie mienia. A ja w ten sposób nie dałem jej żadnych szans mataczenia - twierdzi Zbigniew Jaszczuk.
- Z treści pisma wynika, że paszkwil oskarżona wymyśliła przebywając na oddziale zamkniętym szpitala psychiatrycznego. Czyli ten jej wywód miał być dodatkowym argumentem do uznania jej przez biegłych za osobę niepoczytalną. A wszystko - w mojej ocenie - oczywiście po to, by uniknąć kary - komentuje starosta żniński.
- Jest jeszcze coś. Właśnie się dowiedziałem, że dom tej pani został 18 stycznia 2020 r. o godzinie 14.39 wystawiony na sprzedaż. Takie ogłoszenie zostało umieszczone. I pokazane wszystko, łącznie z wnętrzami. A z tego, co wiem, były zabezpieczenia na nieruchomościach i samochodach. Także próbują jeszcze upłynnić mienie - informuje Zbigniew Jaszczuk.
Kolejne posiedzenie sądu w sprawie zagarnięcia ze szpitalnej kasy w Żninie ok. 7 mln zł, już w ten piątek, tym razem z udziałem biegłych z dziedziny psychiatrii.
Mowy końcowe zaplanowano w lutym br.
