Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Afryka na Pałukach

Tekst i fot. Dariusz Nawrocki
Arek Mielcarz na pomysł zorganizowania  wyprawy z południa na północ Afryki wpadł w  styczniu ubiegłego roku. Przyznaje, że nic o niej  nie wiedział. Lubi jednak wyzwania i jest  konsekwentny w ich realizowaniu.
Arek Mielcarz na pomysł zorganizowania wyprawy z południa na północ Afryki wpadł w styczniu ubiegłego roku. Przyznaje, że nic o niej nie wiedział. Lubi jednak wyzwania i jest konsekwentny w ich realizowaniu. Dariusz Nawrocki
Fantastyczny wieczór spędzili członkowie klubu podróżnika działającego przy żnińskiej bibliotece. Odwiedził ich bowiem Arkadiusz Mielcarz, podróżnik, który spędził trzy miesiące w Czarnej Afryce.

     Już sama podróż, jaką odbył, wzbudzała podziw. Arek Mielcarz spotkał się bowiem z ludźmi, którym podróże nie są obce. Uwielbiają w nich uczestniczyć, o nich opowiadać i wysłuchiwać opowieści o nich.
     Żnińscy miłośnicy podróży trafili na wspaniałego gawędziarza, przez co podróż, którą przeżył, w ich oczach stała się jeszcze ciekawsza.
     Lubi wyzwania
     
Na pomysł zorganizowania wyprawy z południa na północ Afryki wpadł w styczniu ubiegłego roku. Przyznaje, że nic o niej nie wiedział. Lubi jednak wyzwania i jest konsekwentny w ich realizowaniu. Systematycznie zbliżał się więc do dnia wylotu do Republiki Południowej Afryki. Chciał korzystając z najtańszych środków transportu (głównie jako autostopowicz) przebyć Afrykę. Chciał tego dokonać za 350 dolarów w kieszeni. Pieniędzy wystarczyło na trzymiesięczny pobyt w Afryce. Przebył RPA, Angolę, Kongo, Republikę Środkowej Afryki. Zabrakło mu pieniędzy na "łapówki", by pokonać Czad.
     Prawdziwa Afryka
     
Chciał poznać prawdziwą Afrykę, nie tę z wiadomości telewizyjnych i ją poznał. Chciał powalczyć z własną psychiką, pokonał granice swojego strachu.
     Plecak pakował zgodnie z zasadą: jedną rzecz się nosi, drugą się pierze. Wziął więc dwie pary skarpet, dwie pary majtek, sandały na zmianę, trochę leków (- Głównie na sraczkę). Szczepił się tylko przeciwko żółtej febrze. Nie dlatego, że się jej bał, ale dlatego, że był to warunek przekroczenia jednej z afrykańskich granic.
     Zna tylko język angielski. Okazuje się, że można się nim porozumiewać właściwie tylko w RPA. - Od Angoli byłem małomówny. W głębi Afryki bardziej przydałby mi się język francuski i wszystkie języki etniczne.
     _Afrykę, którą zobaczył, różniła się znacznie od tego, co słyszał i czytał o niej w mediach. W słomianych domkach Namibii widział sprzęt RTV i AGD. W stolicy Namibii, byłej kolonii niemieckiej, widział domy otoczony płotami przypominającymi druty kolczaste w Oświęcimiu. Widział znaki zakazu używania karabinów maszynowych.
     Im dalej szedł w głąb Afryki, tym bardziej mu się ona podobała. Gdy dotarł do krain, w których częściej się odpoczywa niż pracuje, poczuł się, jak w domu.
- Nie lubię pracować.
     W Angoli widział kobiety dźwigające kilkudziesieciokilogra-mowe ciężary na głowach. Dziwił się, że ciężary te na głowy kobiet zakłada często dwóch mężczyzn, którzy później maszerują obok nich.
     W kuckach
     
Często podróżował w miniktóre zabierały w drogę ponad 20 osób i bagaż. Było więc bardzo ciasno. Bywało, że w kuckach siedział przez kilkanaście godzin. - _Nauczyłem się w Afryce umiejętnie przenosić ból z tyłka na kolana i odwrotnie. _Gdy samochód łapał gumę, pasażerowie rozbijali obozowisko. Wszyscy bowiem wiedzieli, że koła zapasowego w samochodzie nie ma. Przecież by się nie zmieściło.
     Dowiedział się, że w Afryce ludzie kłócą się kulturalnie. Nie widział, by ktokolwiek uderzył swego oponenta w twarz, chodź kłótnie były bardzo ostre. Wszyscy są bardzo szczęśliwi. Niemal bez przerwy tańczą.
     Afrykańskie kobiety uwielbiają grzebać sobie we włosach. Mogą to robić przez cały dzień. Dzieci natomiast w szkołach uczą się samemu robić sobie zabawki. W sklepach ich nie kupią, bo po pierwsze ich nie ma, a po drugie nie mają za co.
     Przez całą swoje podróż spotkał wiele przychylnie nastawionych do niego ludzi. Jeden z nich, zajmujący się przemytem ludzi i prowadzeniem "burdelu"pomógł mu za darmo z Angoli dostać się do Kongo. W swoim notatniku ma zapisanych sto adresów. Twierdzi, że każda z tych osób przyjęłaby go w każdej chwili z otwartymi ramionami.
     Przebył fantastyczny, dwutygodniowy rejs rzeką Kongo. Był jedynym białym na 500-osobowej barce czarnych. Żelazny pokład barki rozgrzewał się do temperatury 70 stopni Celsjusza. Głodował. Gdy zdatna do picia woda skończyła się, zaczął pić wodę z rzeki. Wolał zachorować niż umrzeć z pragnienia.

     Jak to możliwe?
     Jak udało mu się przebyć taki szmat drogi za 350 dolarów? - _Jak się nie ma kasy, to trzeba mieć nadzieję - _mówił. - _Nie trzeba mieć kasy, żeby podróżować. Im ma się mniej pieniędzy, tym podróż jest ciekawsza. Gdy godzinami czekał aż drogą przejedzie samochód, który zabrałby go w dalszą drogę, pocieszał się: - Mój kierowca już jedzie, tylko muszę na niego poczekać.
     
- _Cztery miesiące jestem w kraju i już mnie szlag trafia. Koniecznie muszę gdzieś wyjechać - _zakończył.
     

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska