Zgłosiła się do nas oburzona Czytelniczka. Pani Renata jest co niedzielę jest na mszy św. w kościele Opatrzności Bożej na bydgoskich Kapuścickach: - Aż mi włosy dęba stanęły, gdy przeczytałam obok ogłoszeń duszpasterskich, że akupunktura to bałwochwalstwo.
Co zatem zdrożnego w leczeniu przez kłucie igłami i homeopatii widzi proboszcz tej parafii?
- Te rzekome techniki lecznicze, czy relaksacyjne mają swoje korzenie w religiach Wschodu - tłumaczy ksiądz Maciej Gutmajer. - Niektóre z tych praktyk są też powiązane z okultyzmem. I właśnie dlatego stanowią wykroczenie przeciw pierwszemu przykazaniu - "Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną".
Czy zatem człowiek, który uważa się za katolika i to w dodatku praktykującego, powinien unikać wizyt u specjalisty od akupunktury? - Jeżeli ktoś robi to z pełną świadomością i premedytacją, to powinien się z tego czynu spowiadać - mówi proboszcz.
Tym stanowiskiem duchownego oburzona jest lekarka Monika Wasilewska, która specjalizuje się również w leczeniu akupunkturą: - Istnieje przecież w naszym kraju poważana instytucja, jaką jest Polskie Towarzystwo Akupunktury. Lekarz, który skończy kurs tej techniki, otrzymuje w pełni legalny certyfikat, poświadczający jego prawo do leczenia tą metodą.
Do słów proboszcza Gutmajera odniósł się krótko ksiądz Adam Boniecki, redaktor naczelny Tygodnika Powszechnego: - Akupunktura to świetna metoda leczenia. Znam kilka osób, którym właśnie taka terapia pomogła.