Polska, która jako współgospodarz przyszłorocznych mistrzostw Europy jest pewna udziału w nich, przygotowuje się w Sosnowcu do meczu z rywalem z Bałkanów bez kapitana Mateusza Ponitki. Otrzymał on bowiem zgodę z swojego klubu - rywalizującej w Eurolidze Partizanu Mozzart Bet Belgrad - na udział tylko w pierwszej części lutowego zgrupowania i występ w Wilnie.
Ponitkę w 12-osobowym składzie meczowym zastąpi Mikołaj Witliński z Trefla Sopot, powołany wcześniej do kadry, który jednak na Litwie nie zagrał. Będzie wsparciem pod koszem dla Balcerowskiego, który wraca do formy z początku sezonu.
W styczniu przeszedł zabieg usunięcia woreczka robaczkowego. W klubie grał ostatnio mniej, ale w Wilnie zaprezentował się przez pół godziny przyzwoicie - uzyskał 11 punktów, miał osiem zbiórek, asystę i stratę.
- Skutków operacji praktycznie nie odczuwam już od miesiąca. Moja pewność boiskowa jest jednak inna niż przed kilkoma miesiącami, bo gram mniej, podobnie jak Mateusz Ponitka w Partizanie, i to było trochę widać na parkiecie w Wilnie. Całą drużyna zagrała jednak nie najlepiej w obronie i nie pokazała się zbytnio w ofensywie - tłumaczy Balcerowski.
Przeciw Macedonii musimy być bardziej agresywni w defensywie, by wyprowadzać kontry, oraz lepiej rozwiązywać sytuacje w ataku. To nie będzie łatwy mecz. Nie wiem, czy to jest dużo gorszy rywal od Litwy.
- dodał 23-latek.
Macedonia Płn. przegrała w 1. kolejce eliminacji we własnej hali z Estonią 69:74 i choć zajmuje odległe, 50. miejsce w światowym rankingu FIBA, to do wygodnych rywali dla biało-czerwonych nie należy.
W meczach o punkty, właśnie w eliminacjach ME w 1999 roku, Polacy przegrali dwukrotnie z ekipą z Bałkanów. Natomiast w ostatnich dwóch pojedynkach towarzyskich w Belgradzie, latem 2023, zespół trenera Igora Milicica wygrał wysoko 97:81 i 84:52.
- Gramy ze sobą w tym składzie od kilku lat, znamy się, nie jesteśmy "zieloni", ale oczywiście łatwiej zagrać od A do Z po miesiącu przygotowań niż po kilku dniach zgrupowania. Mam nadzieję, że spotkaniu z Macedonią Płn. pokażemy się z lepszej strony niż w Wilnie - ocenił Balcerowski.
Polacy w niedzielę trenowali w ciągu dnia, a popołudnie i wieczór mieli wolne. W poniedziałek czekają ich jeszcze wczesne zajęcia rzutowe.
Balcerowski, który do Panathinaikosu przeszedł z hiszpańskiego Dreamland Gran Canaria, mimo mniejszej roli w drużynie w porównaniu do minionego sezonu, nie żałuje decyzji. W Eurolidze rozegrał 17 meczów, w których zdobył 63 pkt (średnia 3,7 pkt).
Decyzja byłaby dziś taka sama jak latem. Ryzykowałbym jeszcze raz. Panathinaikos, występy w Eurolidze to dla mnie świetne doświadczenie, dobra lekcja. Poziom najlepszych klubowych rozgrywek w Europie jest o kilka stopni wyższy niż w Pucharze Europy, w którym występowałem z Gran Canarią. Każdy zawodnik w każdym zespole Euroligi to topowy gracz.
- podkreślił.
Polak czuje znacznie większą presję w Grecji w porównaniu do występów na Wyspach Kanaryjskich, w zespole, który w minionym sezonie zdobył przecież Puchar Europy.
- W Panathinaikosie presja była i jest gigantyczna, szczególnie na początku sezonu, gdy nie wygrywaliśmy tyle, ile byśmy chcieli. Nie mamy priorytetów, że ważniejsza jest Euroliga czy walka o mistrzostwo w lidze greckiej. Chcemy wygrać wszystko, co się da - zaznaczył.
W jego opinii liga grecka jest słabsza niż hiszpańska, ale emocje towarzyszące meczom, szczególnie przeciw odwiecznemu przeciwnikowi Panathinaikosu - Olympiakosowi Pireus, większe.
- Mocniejsza jest liga hiszpańska, nie ma co porównywać z grecką. Na każdy mecz Euroligi bilety są jednak u nas wyprzedane. Nie zawsze jest tak, gdy gramy krajowe spotkania, ale gdy jest mecz z Olympiakosem, nieważne czy w rozgrywkach euroligowych, czy lidze, to hala jest pełna i atmosfera gorąca. Jest "młyn" na trybunach, obiekt się trzęsie i my to odczuwamy. Czegoś takiego w Hiszpanii nie doświadczyłem. Kibice greccy są po prostu inni niż hiszpańscy - podsumował Balcerowski.
Źródło: PAP
