Tak właśnie robiły gangi z kujawsko-pomorskiego. Niebawem rozpoczną się procesy osób, zamieszanych w handel nielegalnym alkoholem.
Grupę z Inowrocławia i okolic CBŚ rozbiło 22 września 2004 roku. W gospodarstwie rolnym pod Strzelnem i kilku pomniejszych melinach znaleziono kartony z podpałką do grilla i rozcieńczalnikiem SOL-26. Była też woda demineralizowana, podchloryn sodu, wskaźniki, kapsle, etykiety, butelki - puste i pełne - z podrobionymi wódkami "Bosman", "Starogardzka", "Napoleon", "Hanecka", "Żołądkowa".
Na początek rozcieńczalnik
Tymczasowo aresztowano 9 osób, w tym domniemanego szefa grupy - 50-letniego Romana B., z zawodu betoniarza-zbrojarza. Pierwszy jednak zaczął mówić Kazimierz K., właściciel gospodarstwa.
- Skażony spirytus składowałem od jesieni 2001 roku. Dostawałem za to tysiąc złotych miesięcznie. Zaczęło się od rozcieńczalnika. Od lutego 2004 roku sprowadzaliśmy "Denaturix", a od maja podpałkę do grilla - zeznawał rolnik.
Skażony spirytus przywoziło dwóch kierowców - Paweł K. i Janusz K. Później oczyszczano go. - Czasami tylko rozrabialiśmy, a raz była taka partia "gryzącego" alkoholu, to mieszaliśmy go z inną, łagodniejszą w smaku - opowiadał Kazimierz K.
Na butelki nalepiano etykiety znanych firm, kapslowano je i naklejano banderole. Część kapsli pochodziła z jednego z zakładów "Polmosu", do tej pory nie wiadomo, kto wynosił je z rozlewni. Kartony z butelkami odbierali klienci z okolic Strzelna i Inowrocławia, ale także z Legnicy czy Lublina. Kazimierz K. dostał telefon komórkowy, żeby się z nimi kontaktować.
Miesięcznie wytwórnia pod Strzelnem rozlewała od 5 do 20 tysięcy litrów alkoholu. Później doszły też papierosy. Co miesiąc przywożono około 600 kartonów papierosów. Jeden (dziesięć paczek) sprzedawano po 16-22 zł.
Przesłuchiwano także odbiorców. - Kupowałem od Marcina Ł., ps. Komandos z Torunia. Płaciłem 8,5 zł za litr - przyznał się Arkadiusz Sz.
Wódka z kodem
Alkoholową działalność zakrojono na szeroką skalę. Gospodarstwo pod Strzelnem było tylko jedną z melin. Przesłuchiwany Stanisław Ch. wyjaśnił, że zajmował się obrotem rozcieńczalników. Legalnie kupował je w Kutnie - w skażalni przy Polmosie.
Później rozliczał sprzedaż na kasie fiskalnej, ale tylko na papierze. Dostał od Romana B. volkswagena LT. Zamiast płacić raty za auto, dawał rozpuszczalnik. A Waldemar M. dostawał od 300 do 500 złotych za przechowywanie alkoholu.
Biegły z dziedziny kryminalistyki stwierdził, że banderole, znalezione w melinach zostały sfałszowane. Za to niektóre etykiety od wódki były prawdziwe.
Wykorzystywano używane butelki od wódki "Bols" i "Starogardzkiej". To oczywiście margines. Etykiety fałszowano offsetem, kapsle za pomocą sitodruku. U fałszerza - Waldemara M. znaleziono też 93 druki ze świadectwami dojrzałości ukończenia technikum. Drukarze doszli do perfekcji. Naklejki do wódki robili z samoprzylepnego papieru termoczułego, umożliwiającego edycję i wydruk kodów paskowych.
Perfekcyjnie oczyszczona?
skażony spirytus
Skażalniki spirytusu są niebezpieczne dla zdrowia. Glikol propylenowy jest toksyczny, a glikol etylowy wywołuje kwasicę metaboliczną i niewydolność nerek. Aldehyd mrówkowy ma działanie drażniące i silnie żrące. Biegli twierdzą zgodnie, że nie można od tych substancji umrzeć po jednorazowym spożyciu alkoholu. Konsument musiałby w siebie wlać 2, 3 litry spirytusu w przypadku aldehydu mrówkowego, 14 litrów (to już niemożliwe) alkoholu z glikolem propylenowym i 2,8 litra spirytusu z glikolem etylowym. Mimo to skażalniki to realne zagrożenie, bo kumulują się w organizmie.
Spirytus, kupowany w Kutnie i w gorzelni w Luszynie, przerabiano w tzw. kolumnach rektyfikacyjnych. Wskazówek udzielał Szymon Sz., technolog firmy. Używano do tego węgla aktywnego, mającego bardzo dobre właściwości absorpcyjne i oczyszczającego ciecze, parę i gazy. Nie zawsze udawało się dobrze odkazić alkohol. Niektórzy odbiorcy narzekali, że ważył się po zmieszaniu z wodą.
Co ciekawe, eksperci w niektórych alkoholach odkażanych przez szajkę nie stwierdzili zanieczyszczeń. - Istnieje możliwość fizycznego lub chemicznego usunięcia skażeń - stwierdził jeden ze specjalistów.
Bardzo im zaszkodziła
Śledczy szacują, że Roman B. zarobił około 1,4 miliona złotych z alkoholu i 200 tys. zł z handlu papierosami z przemytu. Oskarżycielami posiłkowymi w procesie będą Belvedere SA Sobieski sp. z o.o., Polmos Łańcut, Polmos Lublin, Polmos Białystok oraz Międzynarodowe Stowarzyszenie Producentów Alkoholi, produkujące m.in. Smirnoffa. Oskarżycielem będzie także fiskus.
Zarzutami objęto 31 osób. Osobno toczyć się będzie proces w sprawie grupy, która działała w okolicach Rojewa i oszukała skarb państwa na około pół miliona złotych.
Błysk pieniądza
Na ławie oskarżonych zasiądzie 29 osób. W gospodarstwie Sebastiana G. w Jurancicach znaleziono urządzenia do odkażania alkoholu, grzałki, termometry, worki z sodą kaustyczną, węglem aktywowanym, płyn ACE, pompy, pięć kilogramów pastylek - jak się później okazało odczynnika.
Kipisz to nie wszystko. Zatrzymano szefa firmy z Rojewa, producenta płynu do spryskiwaczy "Błysk N". W przedsiębiorstwie Hieronima D. odkryto aldehyd mrówkowy oraz granulat i pastylki z wodorotlenkiem sodowym. Niepotrzebne do produkcji płynu do spryskiwaczy.
Jak się okazało, firma była tylko przykrywką. Założono ją z polecenia bezrobotnych braci Andrzeja i Karola M. oraz Zbigniewa Z., ich wspólnika. Większa część alkoholu, kupowanego jako substrat do płynu "Błysk N" była odkażana i sprzedawana. Podrabianym alkoholem rozpijano głównie mieszkańców okolicznych wsi, dlatego nie zwracano uwagi na etykiety, czy kapsle. Wódkę rozprowadzano nawet w butelkach po półtoralitrowych napojach albo 5-litrowych bańkach po wodzie mineralnej.
Zabrali domy i samochody
Hieronim D. nie przyznał się do winy. Stwierdził, że nie wiedział co się dzieje w firmie, bo faktyczną kontrolę nad nią miał Andrzej M., który wyłożył pieniądze na jej rozruch. - Kazali wystawiać faktury, to wystawiałem. Nie wiedziałem, o co chodzi - tłumaczył śledczym podejrzany.
Nie przyznali się także Andrzej M. i Zbigniew Z. "Pękł" za to brat tego pierwszego. Wyjaśnił, że to na jego polecenie składowano i przerabiano alkohol w posesji Sebastiana G.
Jakie kary?
Paragraf 1 artykułu 258 Kodeksu karnego mówi, że członkowie zorganizowanych grup lub związków, które dopuszczają się przestępstw skarbowych mogą trafić do więzienia nawet na 5 lat. Najniższa sankcja przewiduje 3-miesięczne pozbawienie wolności. Kierującym szajkami grozi od roku do 10 lat za kratami. Prawie zawsze sąd nakazuje im też płacenie grzywien.
- W jednej ze spraw zabezpieczyliśmy na poczet przyszłych kar finansowych nieruchomości i samochody warte kilkaset tysięcy złotych - wyjaśnia prokurator Januszz Wydziału VI Przestępczości Zorganizowanej Prokuratury Okręgowej w Bydgoszczy.
Maciej Myga
[email protected]