https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Amator potrzebuje jakiegoś imperatywu, żeby pisać. Pamięć to za mało

Renata Kudeł [email protected]
Aktor jak zawsze w kapeluszu (-  Bo mężczyzna powinien) wśród "swoich” Kujawiaków.
Aktor jak zawsze w kapeluszu (- Bo mężczyzna powinien) wśród "swoich” Kujawiaków. Wojciech Alabrudziński
Rodzinny Kowal - stąd ruszyła w promocyjną trasę najnowsza książka Jana Nowickiego "Mężczyzna i one". - Nie traktuję pisania jak konfesjonału. W tej książce nie ma niczego o moich kobietach - zastrzega. Czy na pewno?

- Gieniu, gdzie jesteś? - woła Aktor swojego chrześniaka, burmistrza Kowala Eugeniusza Gołembiewskiego, gdy zbliża się pora rozpoczęcia spotkania. Chwilę wcześniej wkroczył na salę, jak przystało na Wielkiego Szu, w nieodłącznym kapeluszu, trzymając w dłoni bladozieloną torbę. Witają go prawie wyłącznie sami swoi.

- Hanka, co ty tam znowu chcesz? - rzuca dobrotliwie do siostry, Hanny Błażejczak, która wodzi rej - wita i zaprasza gości do stolików. A teraz, gdy brat trzyma już w dłoni mikrofon, coś mu chce podpowiedzieć.

Wyraźne zdolności literackie

Na stołach w remizie OSP w Kowalu, gdzie obywa się spotkanie z czytelnikami, pierwsze z dziesięciu, zaplanowanych w różnych miastach Polski, pyszni się świeżo zerwana jarzębina, przesłodko pachną ciasta specjalnie na ten dzień upieczone. Jan Nowicki zaczyna opowieść:

Przeczytaj także: Jan Nowicki w Toruniu: Ja po prostu kocham życie

- Jak się zabrałem do pisania? Na czwartym roku szkoły teatralnej miałem zajęcia z profesorem Wacławem Kubackim, nieszawianinem z urodzenia, redaktorem naczelnym "Literatury na świecie". U niego pisałem też pracę dyplomową. Moje pojęcie o pisaniu było wówczas takie, że piszący nie goli się i pije dużo kawy. I tak też robiłem. Wszyscy moi koledzy biegali po Bibliotece Jagiellońskiej, a ja założyłem, że napiszę o bohaterze mojego dyplomu - o Joe z utworu Williama Saroyana - ale poprzez własne przeżycia. Oddałem ją profesorowi, a sam dałem się porwać wirowi pracy. Po kilku latach spotkałem przypadkiem profesora, który zapytał mnie, czy jestem jeszcze aktorem. Powiedziałem, że tak. Potem znów, za jakiś czas, ponowił to pytanie. Nie wiedziałem dlaczego. Dopiero po latach, gdy zobaczyłem w uczelni moją pracę, przeczytałem opinię profesora " Wyraźne zdolności literackie".

Śmierć jest spuentowaniem życia

- Nigdy nie spotkałem kogoś takiego, jak Piotr Skrzynecki - mówi Jan Nowicki. - Dlatego gdy umarł, stanąłem jak baran przed tym, z czym nie mogłem się pogodzić. A przecież wiedziałem, że śmierć jest spuentowaniem życia...

Z tego niepogodzenia narodziły się listy do pana Piotra. Kolejny stopień literackiego wtajemniczenia. - Pisałem do Piotra, bo byłem ciekaw, czy on coś w tym niebie jada - mówi Jan Nowicki. - Czy spotyka Bacha, jaki kolor mają rzeki, trawa, jak się tam mierzy czas? No i czy anioły mają zęby? - wylicza. - Jak napisałem, że nie mają, to oburzył się mój kolega ortodonta. Trochę podejrzewam, że martwił się o robotę dla siebie, więc staram się go zrozumieć.
Pisanie listów, drukowanych na łamach "Przekroju", trwało pięć lat. - Ale ból musi się kiedyś skończyć - mówi Jan Nowicki. Z listów powstała książka "Między niebem a ziemią". - Kochałem Piotra jak nikogo chyba w moim życiu - wyznaje aktor. - Ale moja za nim tęsknota zaczęła zamieniać się w pamięć, a to za mało dla piszącego amatora. Ja potrzebuję imperatywu! Poza tym zaczęto mi wypominać, że wożę się na plecach pana Piotra.

Napisać kartkę tekstu. Męka!

Jan Nowicki przyznaje, że pisząc felietony zaczął się rozwijać od strony warsztatowej. - Gdy jako tako oswoiłem niewypowiedzianą mękę ograniczania się do strony tekstu i określonej liczby znaków oraz dotrzymywania terminów składania w redakcji tekstu, stałem się dziennikarzem - fachowcem - mówi. - Ale felietonów, tych odprysków chwilowej namiętności, nie nazwałbym literaturą. Literaturę to tworzyli Marquez, Dostojewski... Ja byłem po prostu czytany. I ludzie zaczęli mi podpowiadać, żebym to wydał. A pewna czytelniczka w Świnoujściu powiedziała mi nawet, że moje felietony uratowały jej małżeństwo. Stąd ta nowa książka.

Aktor mówi, że wszystko, co pisze w niej o kobietach, jest wymyślone. Bo to nie konfesjonał. Że chciałby, aby okazała się śmieszna. Jej zaleta?
- Duży druk. Bo żyjemy w epoce jakiegoś koszmarnego maczku - twierdzi autor.
Książka już wydana, zaczyna wieść własny żywot. Co dalej?
- Dalej też trzeba żyć - odpowiada pan Jan. I rzuca do siostry, która wzdycha: - Hanka, co tak przeżywasz?

Czytaj e-wydanie »
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska