- Pani pozwoli, że nie będzie tym razem pytań o finanse publiczne, o ekonomię, o politykę, nawet o Sejm.
- O!
- Proszę powiedzieć, gdzie pani chodziła na wagary?
- Raczej się wówczas nie wagarowało. O ile sobie dobrze przypominam nigdy nie uciekłam z lekcji. Natomiast parę razy zdarzyło mi się wagarować w nieco inny sposób, gdy lekcja nie odbyła się z jakiegoś powodu, a ja nie przyszłam do domu i nie zameldowałam o tym fakcie, tylko się włóczyłam po mieście.
Gdzie się chodziło? Najbardziej ciekawe wspomnienia wiążą się odkryciem kanałów pod Nowym Miastem Lubawskim. Wchodziło się w mieście, wychodziło kawał za wiaduktem, w kierunku na Marzęcice. Tam właśnie mieszkała moja babcia. Za każdym razem te wagary kończyły się tak samo. Wychodziłam z tych podziemnych przejść potwornie ubłocona. Bałam się wrócić do domu. Zachodziłam więc do babci, która brała miskę, wodę, ścierkę, szczotkę, doprowadzała mnie do porządku. Zwłaszcza buty. W tym przejściu było tak ciasno, że sporą część drogi trzeba było pokonać na czworakach. W każdym razie ci, którzy tamtędy chodzili uważali, że jest to niezmiernie ekscytujące. Dlaczego? Nie wiem.
- A gdzie chodziło się na randki?
- Do parku! Wyłącznie. Tu jest jeden park, ten na wzgórzu. Nieco za miastem, też w stronę Marzęcic. Nie mówię o Ogrodzie Róż, gdzie jest raczej skwer. Park był bardzo ładny, pamiętam go jako dziecko. Nie wiem jak jest teraz. Mama mnie ubierała w strój krakowski. Dlaczego w krakowski, nie wiem. Tam się odbywały rozmaite festyny, zabawy, była muszla koncertowa. Ojciec mówił, że przed wojną bywały też dancingi. Do tego parku chodziło się na randki, ale raczej z brzegu, niezbyt daleko.
- Była pewno pani obiektem westchnień...
- Nie, nie. Zastanawiam się nawet dlaczego tak się działo. Byłam gospodarzem klasy. W samorządzie jako dziecko byłam wiecznie przewodniczącą czegoś - w szkole, na koloniach, na obozach, w akademiku. Natomiast nie miałam żadnego wzięcia jeśli chodzi o występy. Wzięcie miały obywatelki, które miały duże, niebieskie oczy i delikatny głosik. A ja głos miałam taki jak w tej chwili, zawsze. I to by było tyle jeśli chodzi o tematy romantyczne. Można powiedzieć, że byłam surowo wychowywana i na randki, w zasadzie, nie chodziłam ot, tak sobie...
Z kolegą z liceum, którego nazwiska nie wymienię, umówiłam się raz na spacer. Byłam chyba w dziewiątej klasie, dziś druga klasa liceum. Udaliśmy się na niewinną przechadzkę i tenże kolega w pewnym momencie znienacka mnie pocałował. Czułam się okropnie. Wróciłam do domu, rodzice oglądali telewizję. Chwała Bogu, bo uważałam, że na twarzy mam wymalowany jakiś moralny upadek. Chyba tak było.
- Nowomiejska okolica to kraina jezior. Nad jakim najczęściej można było panią spotkać?
- Jeździło się regularnie nad Bachotek. Nawet pojechałam tam jak wyszłam za mąż, zaraz po studiach. Była to nasza podróż poślubna. Natomiast pomiędzy czasem dzieciństwa a podróżą poślubną jeździłem bardzo często do Partęczyn. Wielu jeździło na rowerach. Piękne okolice, piękne i Nowe Miasto Lubawskie. Jak z bajki. Miło tu wracać.
