Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Artur Lemański i jego muzeum starych autobusów, czyli... ucieczka z Bydgoszczy do Paterka

Adam Lewandowski
Ten gruchot też kiedyś będzie wyglądał jak nowy. I doczeka swej dawnej świetności
Ten gruchot też kiedyś będzie wyglądał jak nowy. I doczeka swej dawnej świetności Adam Lewandowski
Nie wiedział, że stare autobusy zawładną jego życiem. I że będzie ich miał ze 30, i że one sprawią, iż po latach - on, stały mieszkaniec Bydgoszczy - wyląduje z nimi na nadnoteckich łąkach - w Paterku koło Nakła.

Artur Lemański mieszkał w samym sercu Bydgoszczy - w pięknej kamienicy przy placu Weyssenhoffa. Tam spędził dzieciństwo. Wtedy nikt z rodziny - takie to były czasy - nie miał samochodu.

Powszechnym środkiem lokomocji był autobus. Tabuny ich jeździły przez plac Weyssenhoffa. Z rodzicami jeździł nimi po Bydgoszczy, bo linii tramwajowych było wtedy mniej, niż dzisiaj, i z dziadkiem - redaktorem Zdzisławem Jastrzębskim z Ilustrowanego Kuriera Polskiego - na działkę do podbydgoskiego Myślęcinka. I dalej. - Uwielbiałem te podróże... - wspomina pan Artur. - I marzyłem, by kiedyś zostać kierowcą takiego wielkiego pojazdu. Oczywiście "ogórka".

Czyli autobusu marki Jelcz. Jelcze wtedy królowały na polskich drogach. Były wszędobylskie. Były też jeszcze starsze i mniejsze sany. Ale one wyjeżdżały wtedy z obiegu. Innych autobusów w Polsce raczej nie było.

Zobacz też: Pomalowali autobus, jak im się podobało [zdjęcia, wideo]

Ale starzy mieszkańcy Bydgoszczy pamiętają zapewne, jak wjechały do miasta nowoczesne, jak na owe czasy, węgierskie ikarusy. Przegubowce. Ale one przyszły po jelczach. Jako hit ówczesnej komunikacji. Pierwsze niskopokładowe. Łatwiej było wejść do nich starym ludziom. - A jelcze z rozsuwanymi drzwiami? - pyta Artur Lemański. - To też był przecież hit sezonu.

Pan Artur chętnie opowiada o swych dziecięcych marzeniach. Nawet w tych najskrytszych nie przewijało się, że stanie się właścicielem choćby jednego "ogórka". - A jelcze, jak na owe czasy - to były naprawdę rewelacyjne autobusy. Lepsze od węgierskich ikarusów, czy produkowanych po latach na licencji francuskiej berlietów. Jelcz był wytrzymały, zbudowany na ramie samochodu ciężarowego. Nie pękał, nie psuł się tylko dlatego, że przewoził więcej osób, niż mógł. Produkowany od lat 60. wytrzymywał każdą nadwagę i wszelkie przeciążenia.
W latach 80. komunikacja miejska i PKS zaczęły likwidować tabor z Jelcza. Wysłużone autobusy trafiały na żyletki.

- Za młody byłem, żeby kupić wtedy "ogórka" - wspomina pan Artur. - A one dość szybko znikały z krajobrazu miast i wsi. Zajęty byłem wtedy modelarstwem. Kleiłem oczywiście autobusy. Ale gdzieś w głowie kotłowało się, żeby uratować choć jeden taki wycofywany z ruchu "ogórek"...

- W roku 1997 pojawiła się ustawa zezwalająca na zakładanie prywatnych muzeów. Dowiedziałem się o niej po kilku latach - wspomina Lemański. - Znalazłem wtedy wsparcie w Towarzystwie Miłośników Miasta Bydgoszczy. Ze Stanisławem Sitarkiem, pasjonatem bydgoskich tramwajów staraliśmy się, by przy TMMB utworzyć sekcję komunikacji miejskiej. By wspólnie pozyskiwać na rzecz przyszłego muzeum stare autobusy i tramwaje...

Przeczytaj też: "Niech żyje PKS". Wspomnienie dawnych lat z "Ogórkiem" [wideo]

Ale życie okazało się bardziej okrutne, niż się wtedy wydawało. Staraliśmy się zagościć w starej zajezdni przy ul. Zygmunta Augusta, ale miasto Bydgoszcz nie było tym wcale zainteresowane. A mieliśmy już wtedy pierwsze eksponaty. M.in. jelcz, rocznik 1988. Trzeba było coś z tymi gruchotami zrobić. Bo były przecież w fatalnym stanie. A że miasto nie chciało podać nam ręki, więc postanowiłem sam, jako osoba fizyczna, zająć się zakupem następnych autobusów.

Zakład Komunikacji Autobusowej sprzedawał je w cenie złomu. Złom nie był przesadnie drogi. Tylko autobus sporo ważył. 10 ton. Czyli 10000 kilogramów. Pierwszym moim własnym jelczem był model 272MEX, rocznik 1977. Na chodzie. Po roku kupiłem następny "ogórek" - jelcz 043, rocznik 1984. Zniszczony, ale też na chodzie.

W roku 2000 MZK wycofywało z ruchu swój ostatni jelcz M11, rocznik 1988. Potem był ostatni jeżdżący po Bydgoszczy tzw. krótki ikarus 260. Ale w ikarusach zakochany był też kolejny kolega pana Artura - Filip Kuncewicz. Bo stare autobusy z czasem cieszyły się coraz większym zainteresowaniem koneserów komunikacji masowej. Filip Kuncewicz założył własną firmę transportową pod nazwą Byd-Bus. Pan Filip ma koncesję, a pan Artur - autobusy.
Dzięki przychylności MZK pierwsze autobusy, które miały być zaczątkiem przyszłego muzeum komunikacji miejskiej, stały w zajezdniach przy ul. Toruńskiej, potem przy Inowrocławskiej i Szajnochy. Ale przyszedł czas, że i stamtąd trzeba było się wynieść. Dokąd?

- Sprzedałem w Bydgoszczy mieszkanie w bloku i kupiłem gospodarstwo w Paterku - wspomina Artur Lemański. - Nie miałem innego wyjścia. Moją pasją były przecież autobusy, musiałem więc znaleźć dla nich miejsce. Szkoda, że tak odległe od Bydgoszczy...

Ale z perspektywy czasu Artur Lemański nie żałuje tej decyzji. Problemem było tylko przetransportowanie autobusów do Paterka. Ale i to, dzięki przyjaźnie nastawionych do pomysłu utworzenia muzeum osób, udało się załatwić. Zaczął też wspólnie z przyjaciółmi przywracać świetność starym pojazdom.

Dziś ma ich w Paterku trzydzieści. Dziewięć jest na chodzie. W każdej chwili może nimi wyruszyć w trasę. Kolekcja jego autobusów stała się na tyle znana, że ich właściciel jest angażowany do filmów. Jego autobusy grały już w kilku. Pan Artur wymienia tytuły: "Mała Moskwa", Czarny czwartek", Afonia i pszczoły", Różyczka", "Fale". To były role jelcza niebieskiego. A czerwony grał w "Wyprawie na Księżyc" i "Fotografie". W każdym z nich pan Artur wystąpił w roli kierowcy "ogórka".

- Pięć lat temu zrezygnowałem z pracy zawodowej i zająłem się już tylko moimi autobusami - mówi Lemański. - Roboty jest dość. Trzeba przecież remontować, w przyszłości zbudować dla nich wiaty, jeździć. Bydgoszcz jest coraz bardziej nimi zainteresowana. W sezonie turystycznym w weekendy czynne są przecież dwie linie - nr 100 i 101. Kursują od Starego Rynku do Myślęcinka i na Bydgoszcz-Wschód. Miłośników jazdy starymi "ogórkami" nie brakuje. Każdy chce wiedzieć, jak to drzewiej w mieście się jeździło, prawda? Zapraszają też do innych miejsc na festyny itp. Na brak pracy nie narzekam. Tylko na brak czasu.

Kiedyś silnik trzeba tyło remontować po przejechaniu 150 tys. km, dziś w nowoczesnych autobusach wytrzymuje półtora miliona kilometrów. I co z tego, skoro te nowe są bez... duszy?

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska