- Trzeci raz z rzędu, a czwarty w karierze, zdobyłeś z klubowym partnerem - Jurkiem Kowalskim tytuł mistrza Polski w dwójce podwójnej wagi lekkiej. Ten przed własną publicznością bardziej smakuje, a może inaczej?
- Na pewno ten wywalczony na Gople przyniósł nam większą satysfakcję. Do tego dołożyłem jeszcze drugie złoto w skiffie. Cieszyliśmy się ogromnie, że nie sprawiliśmy naszym wiernym kibicom, trenerom i działaczom zawodu. Z dumą odbieraliśmy medale, Śpiewaliśmy razem "Mazurka Dąbrowskiego".
- W reprezentacji kraju, choć w eliminacjach na jedynce byliście z Jurkiem bezkonkurencyjni, to w dwójce twoim partnerem jest gdańszczanin Miłosz Jankowski. Gdzie tkwi przyczyna?
- Jedynym kryterium to szybkość pokonywania dystansu 2000 m. Ta dwójka, która pływa najszybciej, reprezentuje kraj. Sprawdziany, biegi kontrolne i starty w zawodach międzynarodowych wykazały, że taki właśnie skład jest optymalny. Jurkowi pozostała na razie jedynka. Na niej wystąpi w rozpoczynającej się w Kazaniu Uniwersjadzie.
- Z Miłoszem już w poprzednim sezonie pokazaliście, że tworzycie zgrany duet sięgając po tytuł młodzieżowych wicemistrzów świata, a także zdobywając złoto w czwórce podwójnej wagi lekkiej w mistrzostwach świata w konkurencjach nieolimpijskich.
- Nie wywalczyliśmy jednak kwalifikacji do igrzysk olimpijskich w Londynie. Zmienił się też trener odpowiedzialny za przygotowanie dwójki.
- Jak się współpracuje z Robertem Syczem, doskonałym wioślarzem, lecz debiutantem w trenerskiej roli?
- Układa się wzorowo, choć jest bardzo wymagającym szkoleniowcem, nie tylko w stosunku do zawodników, ale i siebie. Dużo korzysta z swojego bogatego doświadczenia. Jest otwarty w stosunku do zawodników, rozmawia, przekonuje do swoich metod pracy, a gdy ma jakieś wątpliwości, konsultuje się z trenerem Jerzym Brońcem.
- Wyniki są bardzo obiecujące, zwłaszcza wasze sensacyjne zwycięstwo w Pucharze Świata w Eton. Szczyt formy nie przyszedł zbyt wcześnie?
- Też się przestraszyliśmy (śmiech), lecz mamy nadzieję, że on jest jeszcze przed nami.
- Twój reprezentacyjny partner wycofał się z mistrzostw Polski. Co się stało?
- Przyjechał do Kruszwicy z bardzo napuchniętą twarzą. Coś się zaczęło dziać z zębami. Wytworzył się stan zapalny i lekarz kadry wycofał go z zawodów.
- Czy to oznacza, że na finałowe zawody PŚ do Lucerny nie pojedziecie?
- Miłosz ma się kurować, zaś moim partnerem na regatach w Lucernie będzie Mariusz Stańczuk, który przed Eton trenował z nami i niewiele nam ustępował. Dobrze mieć w zanadrzu mocnego rezerwowego.
- A co się stanie, jeżeli dwójka w nowym zestawieniu zwycięży na torze Rotsee?
- Nie wiem. To już będzie ból głowy trenera. On dokona wyboru, tak jak przed laty trener Broniec z trójki: Sycz, Kucharski, Rańda.
- Czy taka niepewność, co do składu osady, nie przeszkadza w przygotowaniach?
- Rywalizacja jest potrzebna, lecz nie do ostatniej chwili. Mam nadzieję, że po Lucernie zapadną ostateczne decyzje.
- Czy dwójka Mikołajczewski - Jankowski ma szanse dotrwać do igrzysk olimpijskich w Rio?
- To cel nadrzędny. Ten sezon to dopiero początek drogi do Rio. Bardzo pragnę tam wystartować. Z kim, trudno już teraz prorokować. Na razie nasze władze klubu i miasta robią wszystko, aby Kruszwica miała swojego reprezentanta na igrzyskach. W ostatnich dniach czerwca wraz z Jurkiem podpisaliśmy z Zakładami Tłuszczowymi trzyletnią umowę. Stypendium, nagrody za wyniki sportowe uzyskane w mistrzowskich zawodach w kraju i zagranicą na pewno nam pomogą w dążeniu do obranego celu.
- Waga lekka, to problemy z wagą. A jak jest w twoim przypadku?
- Daję sobie nieźle z tym radę. Nie było jeszcze przypadku, aby mój udział w zawodach był zagrożony. Kontrolę nad wagą sprawuje też trener.