W pierwszej rundzie US Open przegrał w pięciu setach z Jeremym Chardym, następnie w Metz w dwóch partiach lepszy okazał się Gregoire Barrere. Losowanie nie było dla Huberta zbyt łaskawe. Już w pierwszej rundzie trafił na rozstawionego z nr 5 Lucasa Pouille'a. Francuz w światowym rankingu jest 24 (Hurkacz zajmuje obecnie 36. miejsce). Wyżej od Hurkacza, ale liczyliśmy na wyrównaną walkę - w końcu Polak pokonał Francuza w tym roku już dwa razy. W Madrycie i w Indian Wells.
Pouille wziął jednak rewanż. W pierwszym secie grał cierpliwie i czekał na słabszy moment Hurkacza, aż ten przytrafił się w momencie, gdy Polak serwował, by pozostać w secie. Gem wymknął się wrocławianinowi spod kontroli i przegrał. Hurkacz okazał się słabszy w Tokio, bo kiepsko serwował. Musiał bronić wiele break-pointów. Drugiego seta przegrał jeszcze łatwiej. Cały mecz trwał godzinę i dziesięć minut.
W następnej rundzie Hurkacz mógłby zagrać z wygranym starcia Nishioka - Sousa (Japończyk wygrał 7:5, 6:3). Dopiero potem w drabince czekał Novak Djoković. Następnego meczu z wielkim Serbem na razie nie będzie. Hubi jednak zostaje w stolicy Japonii. Wystąpi w grze deblowej w parze z... Francuzem Benoitem Paire'em. Ich pierwszymi rywalami będą inni zawodnicy znad Sekwany - Nicolas Mahut i Edouard Roger-Vasselin.
Lucas Pouille - Hubert Hurkacz 6:4, 6:3
