Madzia przeżyła piekło, po tym jak nauczycielka wylała na niej wrzątek we wrocławskim przedszkolu na Kozanowie. Ma poparzenia III stopnia pokrywające 16 procent powierzchni ciała. W szpitalu tak cierpiała, że podawano dziecku morfinę dla uśmierzenia bólu. Czeka ją jeszcze wiele operacji.
Rodzice Madzi napisali do nas list, w którym opisali swój dramat. I swoje żale do magistratu o to, że nie chce wziąć na siebie kosztów leczenia dziewczynki. Urzędnicy przekonywali nas, że przez wiele miesięcy prowadzili negocjacje w sprawie ugody, że godzili się niemal na wszystko, czego chcieli rodzice Madzi.
Rozmowy zerwano kilka miesięcy temu. Urzędnicy przekonywali nas, że cały czas gotowi byli negocjować bo zdają sobie sprawę z jak wielką tragedią mają do czynienia. Rodzice zarzucali miastu bierność i brak chęci do rozmów. W poniedziałek wreszcie ma dojść do spotkania miejskich urzędników z prawnikami, reprezentującymi rodziców dziewczynki.
Tato Magdy, pan Bartosz, mówi nam, że wiele osób skontaktowało się z nimi po opisaniu dramatu dziecka. Niektórzy oferowali wsparcie finansowe. Inni udzielali rad w oparciu o swoje doświadczenia z leczeniami oparzeń. Pan Bartosz mówi nam, że jest wdzięczny za oferty pomocy finansowej, ale przyznaje, iż powinna trafić do tych „którzy nie mają alternatywy”. Opowiada, że będąc w szpitalu spotkali wiele innych bardzo poparzonych i cierpiących dzieci. Koszty leczenia jego córki powinien ponieść wrocławski magistrat. Bo w to w miejskim przedszkolu doszło do tragedii.