Nareszcie są konkrety! Po latach jałowych debat i odwlekania decyzji przez kolejne rządy, wreszcie ruszają prace na dokumentacją przyszłej tamy. Z błogosławieństwem resortu środowiska gdańska Energa ogłosiła przetarg na wykonawcę. Z kilkunastu polskich i międzynarodowych firm wybrano brytyjską Ove Arup Partners International Limited. Wczoraj podpisano umowę.
Jak informuje Beata Ostrowska, rzecznik Grupy Energa, zamówienie dotyczy kompletu dokumentacji niezbędnej do rozpoczęcia budowy zapory i elektrowni. Jest ona niezbędna m.in. do uzyskania niezbędnych zezwoleń resortu środowiska i co najważniejsze - pozytywnej opinii Komisji Europejskiej. Pani rzecznik podkreśla, że od decyzji tych zależy rozpoczęcie projektu budowlanego.
Dokumentacja obejmuje aż dziewięć tematów. Do najważniejszych należy m.in. projekt tzw. kompensacji przyrodniczej, czyli jakie będą koszta niwelowania strat wyrządzonych przez tamę w środowisku naturalnym.
Dla mieszkańców i samorządów nadwiślańskich gmin znacznie większe znaczenie ma jednak tzw. analiza lokalizacyjna. Jak informowaliśmy, rozważane są trzy warianty: Ciechocinek, Siarzewo w gminie Raciążek oraz Nieszawa. Leżą one kolejno na 711, 708 i 704 kilometrze biegu Wisły.
Najprościej mówiąc: im dalej od włocławskiej zapory, tym większa będzie moc przyszłej elektrowni, ale także - większe straty dla środowiska naturalnego. Szefowie koncernu Energa nie kryją, że ta sprawa ma dla nich kapitalne znaczenie. Choć dzięki inwestycji można uratować włocławską tamę przed katastrofą, ma ona jednak charakter komercyjny. O lokalizacji zadecyduje więc ekonomia.
O wyborze brytyjskiej firmy zadecydowała najniższa cena, najkrótszy czas wykonania zamówienia i metodologia, która uzyskała najwyższe noty niezależnej grupy ekspertów z Uniwersytetu Gdańskiego. "Arup" jest globalną firmą inżyniersko-doradczą, zatrudniającą na całym świecie ponad 10 tysięcy specjalistów. W Polsce działa od 10 lat, ma biura w Warszawie, Krakowie i Wrocławiu.
Na koniec gorsza wiadomość: dokumentacja zakończona będzie dopiero wiosną 2012 roku. Niestety, unijne normy środowiskowe wymagają wielu czasochłonnych badań, a od ich wykonania zależy przecież pozytywna decyzja polskich władz i Brukseli.