Sprawa masztu na golubskim pawilonie ciągnie się już trzy lata. W 2003 roku Starostwo Powiatowe w Golubiu-Dobrzyniu wywiesiło informację o planowanym postawieniu masztu telefonii komórkowej na tablicy ogłoszeń. Zamieszczono ją też w Internecie oraz w gazecie powiatu. Żadnych uwag nie było. Po postawieniu masztu kilkadziesiąt osób przekazało do Urzędu Miasta protest w tej sprawie. Jako pierwszy podpisał się burmistrz. Drugi podpis złożył Jacek Mizikowski, radny miejski, mieszkaniec osiedla katarzyńskiego, na którym stanął maszt niezgody. Mieszkańcy okolicznych domów od chwili postawienia stacji skarżą się na zakłócenia odbioru telewizji, pogorszenie się pracy komputerów, gorsze samopoczucie, osłabienie, podają nawet przykłady zgonów. Czy maszt może szkodliwie wpływać na środowisko? Według opracowanego przez specjalistów raportu
ten maszt nie może
Twórca dokumentu, obecny podczas rozprawy administracyjnej twierdzi, że antena promieniuje, ale nad dachami domów i mieszkańcy nie mogą odczuwać skutków tego promieniowania.
Te tłumaczenia nie trafiły do mieszkańców. Oni nadal domagają się rozebrania masztu. Jest za tym też burmistrz Golubia-Dobrzynia, Roman Tasarz:
- _Walczę o to nie tyle z powodu oddziaływania na środowisko, bo nie jest to udowodnione, co ze względu na naruszenie prawa podczas stawiania masztu.
_Ani przedstawiciel zajmujący się sprawami technicznymi, ani pełnomocnik inwestora, ani też twórca raportu nie zaproponowali żadnych rozwiązań konfliktu. Sprawę rozwiązać może jedynie Najwyższy Sąd Administracyjny. Przypomnijmy, że Starostwo Powiatowe w Golubiu-Dobrzyniu zgodziło się na budowę masztu na Domu Handlowym bez decyzji o warunkach zabudowy. Wydanie jej było konieczne, ponieważ w tym czasie miasto nie dysponował planem zagospodarowania przestrzennego. Burmistrz złożył więc odwołanie do Samodzielnego Kolegium Odwoławczego w Toruniu i zażądał cofnięcia pozwolenia na budowę masztu. Stamtąd sprawa trafiła do wojewody kujawsko-pomorskiego, który jednak podtrzymał zgodę starostwa na budowę anteny telefonii komórkowej. Roman Tasarz zwrócił się więc do Głównego Inspektora Nadzoru Budowlanego. Wytknął
brak decyzji
o warunkach zabudowy oraz zbyt bliską odległość masztu od budynków mieszkalnych. Po kilku miesiącach GINB przyznał rację miastu i stwierdził przy realizowaniu inwestycji naruszono przepisy budowlane. Inwestor odwołał się od jego decyzji do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie. Ten podtrzymał decyzję Głównego Inspektora Nadzoru Budowlanego. Obecnia sprawa jest rozpatrywana przez NSA.
