
Nie przypominam sobie biegu, w którym byłabym aż tak zmęczona i przeszła prawie do marszu, bez kroków. Wcześniej nie potrafiłam wprowadzić w ślizg, bo podbieg sprinterski, tuż przed zjazdem na stadion, był bardzo ciężki. Nie użyłam swej cudownej techniki, ale wygrałam. Strasznie się cieszę. Bieg był potwornie ciężki od początku do końca” – zaznaczyła.

Ale moje piękne narty cudownie jechały. Świetnie pracowały pod górę. Wcześniej było trochę nerwówki, bo ja chciałam inne, ale Are i Pep (estońscy serwismeni Are Mets, Peep Koidu – PAP) przekonali mnie do tych właśnie. Oczywiście nie protestowałam za bardzo. Chłopaki spisali się na drugie złoto olimpijskie, cała drużyna na nie zapracowała. Wiedziałam po co tutaj przyjechałam i w najważniejszym biegu nikt nie zawiódł” – powiedziała Kowalczyk na konferencji prasowej na Krasnej Polanie.

Na starcie pomyślałam sobie: ryzykuję. Albo wygram, albo będę dwudziesta, mam to w nosie - mówiła Kowalczyk.

Druga, tak jak w biegu łączonym, była Szwedka Charlotte Kalla - 18,4 s straty. Na trzecie miejsce wskoczyła Norweżka Therese Johaug - 28,3.