Koniec protestu rolników pod Urzędem Wojewódzkim
- Niech zobaczą, co to znaczy jak polski rolnik jest wkur...! - wykrzyczał wczoraj wieczorem jeden z rolników, który razem z innymi protestującymi napierał na drzwi Kujawsko-Pomorskiego Urzędu Wojewódzkiego i dostał się do środka.
Inni czekali przy ciągnikach, które wciąż blokowały rondo Jagiellonów. Słychać było trąbienie, wyły syreny.
- Za moje pieniądze protestujecie! - denerwował się przechodzień. - Mało wam dopłat? Macie luksusowe ciągniki i jeszcze narzekacie!
Protest w Bydgoszczy. Rolnicy wdarli się do urzędu [zdjęcia]
- Na kredyty są te ciągniki - tłumaczyli protestujący. - Może pan się z nami zamieni?
- Możemy tu zostać i okupować urząd! - krzyczeli inni. - Jesteśmy zdesperowani! Od marca nasi przedstawiciele rozmawiają z Markiem Sawickim, ministrem rolnictwa między innymi o pomocy dla tych, którym wymarzły oziminy. I do dziś nikt nie dostał ani grosza pomocy. Po co komisje szacowały straty? Szkoda pracy!
- To miała być pomoc, a nie rekompensata wszystkich strat - podkreślił Tadeusz Nalewajk, wiceminister rolnictwa, który ok. godz. 14 rozpoczął spotkanie z protestującymi. O postulatach rolników i tym, co udało się zrobić resortowi od marca, rozmawiano przez niemal cztery godziny.
Przeczytaj także: Emerytura częściowa - sprawdź, kiedy możesz z niej skorzystać
W tym czasie przed urzędem stało dwanaście wiader, do których protestujący wlali gnojowicę. - Niech wiceminister powącha, czym pachnie ignorowanie chłopów - żartowali. - Policja chce rolników karać mandatami, bo o godz. 18 skończyło się nam pozwolenie na protest. Nie boimy się!
- Władza jest nieodpowiedzialna, ale nie możemy doprowadzić do konfrontacji! - uspokajał Wojciech Mojzesowicz, rolnik z Gogolinka, były minister rolnictwa.
Wiceminister Nalewajk też starał się załagodzić sytuację. Zgromadzonym przed urzędem próbował wyjaśnić, że rząd rozumie rolników i robi co może. Chyba nikogo z protestujących to nie przekonało.
Czytaj e-wydanie »